Geoblog.pl    bzmot    Podróże    Łosie okrakiem przez Amerykę - V2.0 - The Moose Do America Again - Click Here!!!    Pożegnanie z Ameryką?...Jednak nie.
Zwiń mapę
2008
17
sie

Pożegnanie z Ameryką?...Jednak nie.

 
Wenezuela
Wenezuela, Caracas
POPRZEDNIPOWRÓT DO LISTYNASTĘPNY
Przejechano 81628 km
 
Po relaksującym pobycie na Curaçao do Wenezueli nie chciało nam się oczywiście wracać. Na szczęście w Walencji poza rutynowym prześwietleniem bagażu rentgenem nie czepiali się nas wcale. I nawet taksówkarz był tym razem dużo milszy i znalazł nam relatywnie niedrogi i lepszy niż ostatnio hotel (nie było już nocnych autobusów na granicę z Kolumbią, więc musieliśmy nocować. Kolejny dzień spożytkowaliśmy na wycieczkę do pobliskiego parku narodowego Morrocoy – to kilkadziesiąt małych wysepek z ładnymi plażami i ciekawymi miejscami do nurkowania. Niestety, plaże były koszmarnie zatłoczone, bo to akurat sezon wakacyjny w Wenezueli, więc poza obijaniem się o innych ludzi podwodnym życiem się nie nacieszyłem (nie miałem zresztą nawet maski, a wypożyczyć oczywiście nie sposób)...
Po kilkunastu godzinach w nocnym autobusie dotarliśmy do San Cristóbal, a stamtąd busikiem do granicy w San Antonio. Tu musieliśmy uiścić myto wyjazdowe w wysokości 46 bolów na osobę (zaokrąglone do 50 bo znaczki skarbowe tylko w nominałach 10 bolów są, a jak nam się nie podoba, to można w banku zapłacić następnego dnia) – to jedyny kraj w Ameryce Południowej, który stosuje takie myto na granicach lądowych (zdarzyło mi się to raz w Boliwii, ale już od tego chyba odeszli a i tak były to grosze). Wenezuelę żegnamy chłodno. Ruszamy przez most do posterunku kolumbijskiego, a tam kolejka, bo obsługa właśnie poszła na lunch (nad okienkiem dumny napis: otwarte 24h!) Po jakiejś pół godzinie (wszyscy pokornie czekają, ewentualne protesty są nieśmiałe i otwarcie ignorowane przez przemykający tu i ówdzie personel) zjawia się leniwa pani i leniwie stempluje paszporty. Przy naszych jednak system się wiesza. „Musicie poczekać na szefa, żeby przyszedł i odblokował”. Okazuje się, że komputer nie przyjął jeszcze do wiadomości zniesienia wiz dla Polaków, które nastąpiło w maju. Cóż, czekamy. Czekamy. Czekamy. W międzyczasie w kolejce pojawiają się nasi znajomi Polacy z Roraimy (ci, którzy sami wszystko nieśli i byli po operacji nogi czy jakoś tak). Szczęściarze, akurat jak dochodzą do okienka, pojawia się „jefe” (po godzinie oczekiwania i zapewnień, że „już idzie”). Odblokowanie systemu trwa całe 3 sekundy.
Jedziemy na lotnisko i łapiemy samolot do Bogoty. Wieczorem lądujemy w domu rodziców Luisa. Krótka pogawędka i spać. Rano ruszamy do oddalonego o 3h Villavicencio, jeszcze raz spróbować szczęścia w parku narodowym La Macarena (słynna „rzeka o siedmiu kolorach” – wspominaliśmy już o tym we wpisie z grudnia). Teraz akurat jest dobra pora, bo kwitną rośliny, dzięki którym park zyskał swą sławę, a niektóre fragmenty rzeki mienią się wszystkimi kolorami tęczy – od zieleni do fioletu. Niestety w Villavicencio, skąd mamy łapać samolot do La Macarena (małej wioseczki w dżungli) okazuje się, że park nadal formalnie jest zamknięty, bo w okolicach wioski siedzą bandyci-porywacze handlujący prochami (zwani też nie wiadomo czemu „marksistowską partyzantką” czy FARC). Możemy więc jechać na własną odpowiedzialność, ale siedzący w wiosce wojskowi mogą nas po prostu zawrócić, bo nie chcą, żebyśmy im zawyżali wskaźniki porwań (najlepsze widoki są 2-3h marszu od wioski przez las, a tam wojska już niet!). Nie wiem jak realne jest zagrożenie akurat tu, możliwe, że wojsko chucha na zimne, ale nie odpowiada nam wizja wywalenia w błoto 500 zł za bilet lotniczy od osoby, więc pasujemy. Może za kilka lat? Na pocieszenie serwujemy sobie stek z mięsa z kolumbijskich Llanos, słynnego na cały kraj i wracamy do Bogoty. Tam jedziemy taksówką do rodziców Luisa po bagaże (gdzie ulegamy paranoi i przez połowę kursu jesteśmy przekonani, że taksiarz to bandzior i porywacz i że żywi z tej podróży nie wyjdziemy) i ruszamy na kolumbijskie Karaiby, do Santa Marty. Nieopodal, w małej Tagandze przez kilka dni pcham naprzód swoją nurkową edukację…

Naszym celem jest Taganga, wioska rybacka niedaleko Santa Marty i główne centrum nurkowe w okolicy. Zapisuję się na kurs w Tayrona Dive Center u sympatycznego José. Nurkowania są tu w odróżnieniu od szkoły w Curaçao z łódki (tam wchodziliśmy z plaży, dlatego było tak tanio), ale ceny są również bardzo zachęcające. No i nurkowanie odbywa się w słynnym na całą Kolumbię parku narodowym Tayrona.
Zaawansowany kurs nurkowania okazuje się ciekawy, ale trochę stresujący ze względu na nasze ograniczenia czasowe. W sumie w ciągu dwóch dni zrobiłem aż pięć nurkowań, każde na inne kopyto, więc tempo było znaczne. Oprócz mnie byli dwaj Hiszpanie, którzy przyuczali się do poziomu divemastera, z którego szczebla można już przymierzać się do stanowiska asystenta instruktora, ale okazało się, że umieją niewiele więcej ode mnie. Ćwiczenia z pływalności były powtórką z pierwszego kursu z małym dodatkiem: pływania do tyłu, które nasz instruktor – José – pokazał nam tylko na moment i którego ani ja ani Hiszpanie w ogóle nie opanowaliśmy, ale oczywiście zaliczyliśmy. Ech... samodzielna nauka, to chyba będzie klucz do zdobycia sprawności nurkowych. Było jeszcze pływanie nocne, które oczywiście było stresujące bo mogła zepsuć się latarka :) (ale super atrakcją był fosforyzujący plankton – lepszy niż świetliki!), pływanie z kompasem (bo mogłem się przecież zgubić) i pływanie w prądach, gdzie z prądem było co prawda przyjemnie, ale pod prąd już nie nadążyłem za grupą i musiałem się wynurzyć. Koniec końców jednak mimo tego całego stresu był czas na chwile relaksu, a okazyjne spotkania z ponadmetrową barrakudą, sporych rozmiarów żółwiem czy ogromnym homarem kryjącym się pod rafą przed światłem latarki wynagradzały wszystkie cierpienia mojej zajęczej duszy. Kurs zaliczyłem, nurkować nauczę się później :) Zamieszczone poniżej zdjęcia robił José, który nie dał mi swojego aparatu nawet pod wodą potrzymać, choć miał być to niby kurs podwodnej fotografii, ale udzielił mi pozwoleństwa na wsadzenie ich na blog. Jak tylko dorobię się podwodnego aparatu, będę cykał swoje, o!
Po Tagandze pospieszyliśmy na granicę wenezuelską, gdzie dojechaliśmy późną nocą, potem taksówką do Maracaibo (na szczęście leniwi wenezuelscy celnicy nie trzepali nam bagaży) i stamtąd autobusem do Maracay. Podróż zamiast 7 godzin trwała 13, bo po drodze było pełno demonstracji prochavezowskich, które zablokowały drogę, więc film Kung-Fu Panda obejrzeliśmy sobie jakieś sześć razy (e.. szofer, ile tych Pand jeszcze do Maracay zostało?)
Stamtąd łapiemy nocną taksówką górską drogą do naszej ulubionej plaży w Wenezueli – Choroní – gdzie spędzamy trzy sympatyczne dni. Jest pełnia sezonu, więc tłok i wysokie ceny to norma, ale znajdujemy sympatyczny, niedrogi pokoik, a drugiego dnia odnajdujemy nawet znajomych Polaków, z którymi miło spędzamy czas do końca pobytu.
Ostatniego dnia przewidzianego na tę podróż udajemy się do Caracas. Niestety w wyniku kłótni z naszą agencją podróży (O co? O kasę, oczywiście.) nasz bilet zostaje brutalnie anulowany sześć godzin przed wylotem, co cieszy nas niepomiernie i daje nam czas na zwiedzenie Galapagos i paru nieznanych nam jeszcze atrakcji w Wenezueli. Oficjalna nowa data powrotu do Europy to 17 września. Będziemy się odzywać.
 
POPRZEDNI
POWRÓT DO LISTY
NASTĘPNY
 
Zdjęcia (11)
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
Komentarze (2)
DODAJ KOMENTARZ
Ania Cz.
Ania Cz. - 2008-08-18 10:51
To my z Andrzejkiem nie możemy się wybrać na Kung-Fu Pandę, a Łosie nie dość, że podróżują, blogują i nurkują, to jeszcze widziały film sześć razy! Multitasking godny podziwu. Co Asia robi, gdy Łukasz nurkuje?
 
fylyp
fylyp - 2008-08-23 00:18
Asia - wszystkiego naj z okazji zmiany cyferki wiekowej (przynajmniej w tej strefie czasowej :). Nieunikniona myśl o starości ulotni się bez śladu po dwóch-trzech dniach, nie bój żaby, to standard procedure :]
 
 
bzmot
Łukasz Olczyk Joanna Łuczak
zwiedził 14.5% świata (29 państw)
Zasoby: 243 wpisy243 256 komentarzy256 2962 zdjęcia2962 4 pliki multimedialne4