Następna w planach jest Boliwia. Postanawiamy, dla przygody, pojechać pociągiem z Calamy do Uyuni. Odjeżdża w nocy, więc warto wykorzystać ten dzień na zwiedzenie największej kopalni odkrywkowej na świecie. Kopalnia, jak to w Chile, wydobywa miedź, główny filar ich gospodarki. Najciekawszy element wycieczki to ładniutka przewodniczka, serwująca bardzo ciekawe dane. Z samej kopalni odwiedza się tylko punkt widokowy, z którego widać ogromny lej, w dole przemierzany przez takie małe robaczki, które z bliska okazują się wywrotkami o kołach średnicy 4m. Mało się ze śmiechu nie udławiliśmy, jak zobaczyliśmy nasze nazwiska wpisane na listę. Pośmiejcie się i wy.
Pociąg rusza o północy. Wszyscy, od przewodnika po kasjerkę na stacji straszą, że temperatura spada do –20 stopni, a ogrzewania brak. Planowo jedzie 16 godzin, ale możliwy długi postój na granicy, a do jedzenia przez całą drogę nic nie będzie. No tośmy się obkupili w zupki i makarony instant, naszykowaliśmy stos kanapek i wyciągamy śpiwory, a tu się okazuje, że ogrzewanie, choć rachityczne, to jednak włączyli. Było nie mniej niż 8 stopni, cieplej niż potem w hotelu w Uyuni. Na wyznaczonych w wagonie 90 miejsc było nas może kilkanaście osób, więc każdy sobie zajął całą kanapę. Z biletami nie ma problemu, bo, jak widać, zniechęcają do tego pociągu, jak mogą. Ale też nic ciekawego, ta podróż. Widoki raczej marne, a wlokło się to 20-30 na godzinę, co jakiś czas strasznie szarpiąc na zdezolowanych torach.