W Mopti sympatyczny francusko-dogoński hotel Ya Pas de Problème otwiera przed nami swe podwoje. Kolejny dzień spędzamy na włóczeniu się po mieście, w którym w sumie nic nie ma (to głównie baza wypadowa do różnych innych miejsc i olbrzymie składowisko pamiątek), i na opędzaniu się od sprzedawców wszystkiego, co się da. Zatruwam się niestety żołądkowo, jedząc lunch w polecanej restauracji (bleee.... Siguí - unikajcie jak zarazy - dodatkowo chcieli orżnąć nas na rachunku, co w Mali niespotykane). Ładujemy baterie, odświeżamy się, korzystamy z wifi w hotelu itp. Jutro ostatni punkt programu - Djenné.