No i wróciliśmy. Powroty nie są miłe, chociaż Mali, co musimy przyznać, nie jest tak wakacyjnie odprężające jak niektóre miejsca w Ameryce czy - jak słyszeliśmy - w Azji. Fakt, transport jest wredny, fakt, piach włazi wszędzie, fakt, sprzedawcy usług i towarów bywają nachalni. Ale to jednak Afryka i to ta najbiedniejsza - trudno to z czymkolwiek porównać. Jeśli tam pojedziecie, rozmawiajcie jak najwięcej z ludźmi. Ludzie są naprawdę supermili i bardzo pomocni. Opowiedzą też wam o swoim kraju, każdy na swój sposób i każdy z perspektywy swojej grupy etnicznej. Jak już mówiliśmy, właśnie dzięki temu spokojowi i luzowi, z którym spotykasz się w Mali na każdym kroku, nasz pobyt był dużo przyjemniejszy, niż wskazywałby na to fizyczny komfort podróży. Ale jeśli możecie, jedźcie własnym transportem. Dżipa można potem sprzedać na miejscu, pewnie nawet z zyskiem, a pozwala on zaoszczędzić mnóstwo czasu, nerwów i - tak! - pieniędzy. W najciekawsze tereny bowiem często nie da się dojechać transportem publicznym, a wynajem sporo kosztuje…
Co jeszcze zwróciło naszą uwagę: wsłuchajcie się w dzwonki komórek. Prawie wszyscy mają na nich melodie miejscowych zespołów. Melodyjki wycięte z piosenek Amadou&Mariam czy Bassekou Kouyaté były jednym z najczęstszych dźwięków, jakie słyszeliśmy w autobusach. Oni naprawdę uwielbiają swoją muzykę. I nic dziwnego…
Uwielbiają też nowego prezydenta US of A. Jak wyjaśnił mi Baba, nasz przewodnik po kraju Dogonów, "Nous sommes très satisfaits!". To uwielbienie dla pierwszego czarnego prezydenta Imperium Dobra : ) widać też na koszulkach (patrz zdjęcie z kraju Dogonów), które noszą i dzieci i dorośli. No cóż, pozostaje wierzyć, że Obama nie zawiedzie zaufania Afryki.
Kiedy płacicie jakimś większym banknotem (np. 5 tys. czyli ok. 7 EUR), uzbrójcie się w cierpliwość… Poszukiwanie reszty może zająć nawet pół godziny, a w skrajnych przypadkach możecie czekać nadaremno, bo sprzedawca po prostu o was zapomniał. Nie wiem, czy to zła wola, czy gapiostwo, ale takie rzeczy kilka razy nam się zdarzały. Resztę w Mali trzeba ścigać!
Jak to w kraju muzułmańskim, musicie przyzwyczaić się do modlitw uprawianych kilka razy dziennie. Jeśli jedziecie autobusem, macie zagwarantowanych kilka postojów na jedzenie i kilka odrębnych (czemu?) na modlitwę. Weźcie to pod uwagę. Ludzie modlą się sumiennie, choć jednocześnie bez pietyzmu znanego z filmów o Arabach. Tutejszy islam jest mocno wyluzowany. Niektórzy bezdomni modlili się nawet w pozycji półleżącej, wyciągnięci na jakimś prowizorycznym posłaniu…
Byliśmy już przyzwyczajeni, że inaczej niż w Ameryce, tu słowa "Polska" nikt nie kojarzył z papieżem. Tego nauczył nas już Bliski Wschód. Ale mimo to zadziwił nas pan wożący nas taksówką po Gao... Powiedział, że kiedy JPII umarł, on miał łzy w oczach. Bo Wojtyła przyjechał do Mali, to recytował podobno Koran z pamięci, co bardzo się spodobało. No cóż, papież katolików wiedział najwyraźniej, jak poruszyć muzułmanina.
Zabierzcie ze sobą dużo jakichś niedrogich bibelocików, żeby rozdawać je dzieciom, które nie będą wam dawać spokoju. Znajomy Włoch przywiózł 500 plecionych, kolorowych bransoletek z Brazylii, bo 3 EUR za 100 sztuk. Wydał 15 EUR a ucieszył 500 osób. Oczywiście trzeba dawać dyskretnie, bo inaczej za chwile zwali się na was całe miasto, łącznie ośmielonymi już dorosłymi, ale w sumie nie jest to zły pomysł.
I ostatnia rada: dużo się uśmiechajcie i pozdrawiajcie ludzi na ulicy. Pytanie nieznajomego o zdrowie jest w Mali normą. Ça va? Ça va! W tej wymianie zdań uczestniczyłem tam kilkadziesiąt razy dziennie, jeśłi nie więcej. Malijczycy na pewno docenią wasze dobre maniery : )
I na koniec niespodzianka: zdjęcie, które otrzymało główną nagrodę w kategorii Malijska Fryzura Roku. Tym kończymy więc blog, ale nie podróże. Następny kierunek: Azja! Będziemy was informować.