Nazajutrz, zamiast się wyspać, ruszamy z rana w stronę Lopburi [LObuli], bo w ostatnią niedzielę listopada robią tam małpi piknik. W ruinach świątyni zalęgły się małpy i mieszkańcy, skoro nie udało się ich przegonić, postanowili je przekuć w atrakcję turystyczną. Raz do roku, przy wtórach muzyki małpom rzuca się na pożarcie stosy owoców i warzyw. Jedzenia aż nadto, ale i tak się o nie biją, ku uciesze widzów. Co prawda pani z hotelowego biura podróży siała dezinformację, twierdząc że święto odbyło się tydzień wcześniej. To dlatego, że biura nie wyczuły jeszcze okazji i nie oferują wycieczek zorganizowanych. A prywatnie też się dziwiła, po kiego diabła chcemy tam jechać. Przecież to tylko małpy! Samemu do Lopburi też dojechać niełatwo, bo na dworcu autobusowym linię tę obsługuje jedna firma (okienko 25). W dodatku jechaliśmy minibusem, bo nie uzbierałoby się dość chętnych na autobus. Z samymi Tajam. Na miejscu było jeszcze poza nami sporo farangów, ale jednak większość stanowili turyści lokalni z rodzinami. Ludzie sobie ostro poczynali, wabiąc małpy do siebie, żeby zrobić przytulane zdjęcie. My się trzymaliśmy na dystans, będąc świeżo po lekturze "Jadę sobie. Azja (Przewodnik dla kobiet podróżujących samotnie) Marzeny Filipczak. Lepiej się z takimi nie spoufalać, bo jak się im coś nie spodoba, to pokąsają. A wtedy już konieczne szczepienie przeciwko wściekliźnie, bo ta jest w Tajlandii mocno rozpowszechniona. Lepiej nie łazić blisko małp z jedzeniem albo w powiewającej spódnicy, bo mogą na ciebie wskoczyć i domagać się karmienia/ zabawy. Właśnie spódnica zgubiła autorkę relacji – małpie się spodobały jej fałdy, więc się po nich wspięła na autorkę, a jak została zrzucona, to koleżanki ruszyły na pomoc i skończyło się to kilkoma ugryzieniami i tułaczką po gabinetach lekarskich. Dla nas natomiast małpie święto zakończyło się tylko masą uciechy. Na małpy można się gapić godzinami – tak samo jak one godzinami zajmują się zupełnie niepotrzebnymi czynnościami, jak człowiek z deficytem uwagi. No i oczywiście strasznie ludzko wyglądają, kiedy tak kombinują, jakby sobie życie ułatwić. Z przyczyn logistycznych nie załapaliśmy się na poranne karmienie, więc jak przyszliśmy, to już się bardzo o jedzenie nie biły, ale i tak ubaw po pachy.