Geoblog.pl    bzmot    Podróże    Ameryka Południowa 2006 - łosiowy debiut podróżniczy    W krainie lodowócw
Zwiń mapę
2006
22
kwi

W krainie lodowócw

 
Argentyna
Argentyna, Calafate
POPRZEDNIPOWRÓT DO LISTYNASTĘPNY
Przejechano 17243 km
 
Jedno powiem: nie korzystajcie z uslug firmy Andesmar. Zarcie fatalne (musialem pluc), obsluga jeszcze gorsza, w dodatku się spoznili 2h. Ledwo zdazylismy do Rio Gallegos (miasto tranzytowe, w ktorym NIC nie ma) na autobus do El Calafate. Po 16h podrozy nastepnego dnia o 13.30 stanelismy w El Calafate. Miasteczko male, sympatyczne, ale ciut drogie. Pogoda fajna, sloneczna choc zimna. Do lodowca najtaniej dojechac autobusem za 60 zl od lebka w obie strony. Trudno, kupujemy bilety. Ma jechac za pol godziny, ale chetnych brak, wiec odjedzie dopiero jutro. Grrrr... Szukamy wiec taniego hostelu. Nie znajdujemy, ale znajdujemy hostel, w ktorym mozna na podworku rozbic namiot za jedyne 10 zl od osoby. Ok, niech bedzie. Patagonskie mrozy nam niestraszne hehe...
Poznajemy kilkoro Anglikow, ktorzy wypozyczaja jutro samochod na kurs do lodowca. Chcemy zobaczyc przy lodowcu zachod slonca, wiec nasz autobús odpada, bo wraca o 16.00, a potem nie ma nic. Poza tym nie dowozi nas do przystani, skad mozna wsiasc w niedroga lodke, ktora podplywa do lodowca. A wiec samochod, ale co z kosztami?
Jak na zawolanie, do hostelu wtacza się sympatyczny Holender, Bram, ktory moze dolozyc się do samochodu. Pieknie, zwracamy bilety (z potraceniem, ale i tak się oplaci) i bierzemy samochod, malego Clio, ktory jutro zawiezie nas do jednego z najbardziej znanych argentynskich cudow natury. Prowadzic musi Bram, bo ja nie zabralem prawka. Na poczet ew. uszkodzen jest ubezpieczenie, ale z duzym udzialem wlasnym,. bo az 3000 zl!!! Pokrywa to blokada na mojej karcie, bo Brama karte system odrzucil. Grrr....! Bede patrzyl kierowcy na rece!!!
Noc w namiocie byla chlodnawa, za to nastepny dzien to poezja. Jedziemy na luzie samochodem, ogladamy spokojnie lokalne jezioro i mieniace się w sloncu osniezone szczyty. Rozmawiamy z kierowca. Okazuje się, że Bram bywa czesto w Polsce i ma tam sporo przyjaciol. Hmmm.. milo, a wiec do zobaczenia w Warszawie! W koncu dojezdzamy do przystani lodek. Po drodze mijamy pusta budke przy wjezdzie do parku narodowego Glaciares! Hura! A wiec kolejne 30 zl od osoby do przodu! (widac w zimie nawet straznik ma wolne..) Z gory widac juz lodowiec. Rejs statkiem troche nas wychladza, ale nie zrazamy sie, bo widoki sa przepiekne. Potem ruszamy dalej zwirowa droga i docieramy do pomostow, z ktorych widac te bryle lodu o wielkosci 250 km2 z drugiej strony. W momencie, gdy od lodowca odrywaja się wielkie kawaly lodu i wpadaja z potwornym hukiem do jeziora, tworzac ogromne pluski i wzbudzajac kleby piany, widownia dostaje spazmow z zachwytu. Jeden z takich momentow macie na ostatnich fotkach w tym wpisie. Widok jest nieziemski. Na miejscu spotykamy tez Brazylijczyka, Claytona, ktory w ostatnie 1,5 roku przejechal na rowerze od Meksyku az po Ziemie Ognista cala Ameryke Lacinska (tj. hiszpanskojezyczna :). Teraz wraca do rodzinnego Porto Alegre. Jeszcze tylko 3,500 km... bagatela...
Rozgrzewamy się mate zaparzona goraca woda z termosu Brama i troche smutniejemy, bo z zachodu slonca nici, niestety wszystko zachmurzone. Ale to lepiej, niz gdyby bylo slonce. To zadziwiajace, ale przy sloncu lodowiec jest zwyczajny, bialy. Sliczny blekit dopada go tylko przy chmurach... Zapytana o powod przewodniczka na statku platala się w zeznaniach (cos zwiazanego z gestoscia lodu?), wiec ja tez umilkne. Tym lepiej dla nas! Coz, odjazdu pora, bo robi się cholernie zimno... Po powrocie przyrzadzamy sobie ulubiona potrawe Brama, polska zapiekanke!!! Nie jest to dokladnie to samo, gdy pieczarki sa z puszki, a tarty ser podejrzanie pachnie, ale bywalo gorzej. Pokrzepieni winem za 1,5 zl za butelke (da się pic!!!) udajemy się na zasluzony odpoczynek do zimnych namiotow (Bram tez oszczedza, ale bardziej niz my! Pol kontynetu przejechal stopem!!!).
Nastepnego dnia wsiadamy w autobús powrotny do Rio Gallegos, bo tylko stamtad mozna jechac gdzies dalej. Chce jechac do Ushai (najbardziej wysuniete na poludnie miasto na swiecie, baza wypadowa na Antarktyde!), wbrew pierwotnym planom, ale okazuje się, że nastepny autobús dopiero za dwa dni... Widok miasta nie zacheca do pozostania - szaro, wietrznie i depresyjnie... Trudno, i tak mamy troche roboty. Reszte dnia spedzamy w kafejce netowej, pracujac i piszac mejle do potencjalnych gospodarzy. Nocujemy w relatywnie niedrogim hoteliku w osrodku sportowym...
 
POPRZEDNI
POWRÓT DO LISTY
NASTĘPNY
 
Zdjęcia (7)
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
Komentarze (0)
DODAJ KOMENTARZ
 
bzmot
Łukasz Olczyk Joanna Łuczak
zwiedził 14.5% świata (29 państw)
Zasoby: 243 wpisy243 256 komentarzy256 2962 zdjęcia2962 4 pliki multimedialne4