Geoblog.pl    bzmot    Podróże    Łosie okrakiem przez Amerykę - V2.0 - The Moose Do America Again - Click Here!!!    Brazylia jakiej nie znacie
Zwiń mapę
2008
09
cze

Brazylia jakiej nie znacie

 
Brazylia
Brazylia, Ubajara
POPRZEDNIPOWRÓT DO LISTYNASTĘPNY
Przejechano 75816 km
 
W Saõ Raimundo znaleźliśmy o dziwo hotel z Internetem (Zabele), a ponadto z klimatyzatorem i uroczą wilgotną plamą wokół niego. Ale cena przystępna, 50 reali (były tez pokoje bez klimy za 35, ale zajęte) - i poza tym cacy. Zabijają nas brazylijskie śniadania hotelowe: oprócz jajek, chleba z serem i szynką masa różnych innych wypieków, sok i obowiązkowo świeże owoce. A zwie się to dla niepoznaki „poranną kawą”. Nic dziwnego, że pokojówka Bernardo (sic!) na widok naszych kanapek z dżemem (argentyński standard) doniosła gospodarzom, że jakieś dziwne śniadanie żarliśmy.
W mieście nie ma agencji turystycznych, bo park Serra da Capivara nie jest tłumnie odwiedzany. Ale w mieście można wynająć przewodnika, a on już załatwia transport. Akurat trafiliśmy na parę Brazylijczyków, więc nie dość, że koszty wyszły na pół, to jeszcze nam służyli za tłumaczy. A park jest znakomity. Wynalazłam go w Leksykonie Wydarzeń XX wieku Kopalińskiego, gdzie wyczytałam, że odkrycia w nim dokonane rzucają nowe światło na historię ludzkości. A chodzi o malowidła naskalne, z których najstarsze datuje się na 30.000 lat. Natomiast przed ich odkryciem nie sądzono, że homo sapiens na terenach Ameryki już wtedy pomieszkiwał. W związku z tym przesunęła się wstecz chronologia, a żeby tego było mało, pewna badaczka brazylijska twierdzi, że znaleziono w parku narzędzia homo erectusa. Amerykanie upierają się, że są to kamienie które spadły sobie ze skały i same się rozpękły w taki kształt. Gdyby teoria brazylijska była słuszna, może ona oznaczać, że homo erectus przypłynął tu z Afryki korzystając z prądu oceanicznego. Tu nasz brazylijski towarzysz podróży chętnie lansował teorię spiskową, że jankescy naukowcy umyślnie tę teorię torpedują, bo bardziej im w smak, że pierwsi ludzie przybyli na kontynent zamrożoną Cieśniną Beringa i w związku z tym najpierw zasiedlona była północ. Tak czy siak fascynująca jest praca takiego paleontologa, który w miarę nowych odkryć całą swoją wiedzę musi stawiać na głowie. Bezsporne natomiast jest to, że malowidła naskalne w parku są artystycznie bardzo bogate i zróżnicowane. Jest 800 stanowisk (do zwiedzania „zaledwie” 128), a malowideł 30 tysięcy. Często tak zamalowana skała przypomina mi ściany naszego domu w dzieciństwie, gdzie z bratem walczyliśmy o każdy centymetr do nowych bazgrołów. Tu też na jednej ścianie są setki postaci, wchodzących jedne na drugie, bo autorzy mieli dużo do powiedzenia. I chociaż powtarza się kilka tematów (polowanie, taniec, rytuały, sceny erotyczne), to styl jest całkiem indywidualny. Z malowideł (popartych wykopaliskami) można się dowiedzieć, że równocześnie z człowiekiem teren ten zamieszkiwała tzw. megafauna plejstoceńska (poprawka, bo poprzednio mi się nazwa pomerdała) czyli kapibary wielkości wołu, pancerniki jak VW garbus i naziemne leniwce o wysokości do 8m! O dziwo były też konie, więc wcale Hiszpanie nie przywieźli do Ameryki pierwszych okazów, ale konie te razem z megafauną wyginęły. Prawdopodobnie przez zbyt intensywne polowania. Malowidła zwiedza się piechotą, tylko między stanowiskami się samochodem kursuje. Taka na przykład czterogodzinna wycieczka do Caldeirão dos Rodrigues, to w dół, to w górę po skałach i w niezłej temperaturze, to już niezły spacerek. Po drodze jest też kilka stanowisk z malowidłami, a ze szczytu jest piękny widok na okoliczne skały, ale trzeba na niego zasłużyć. Bez litrowej wody na łebka nie radzę się zapuszczać. Koniecznie zobaczyć trzeba też łatwo dostępne stanowisko BPF czyli Boqueirão da Pedra Furada, pierwsze odkryte, gdzie znajduje się malowidło z kapibarami - symbol parku. Można je zobaczyć też w nocy, jak się uprzednio poprosi o oświetlenie. Innym symbolem parku jest Pedra Furada, wymyślna skała, już bez malowideł. Park można zwiedzać przez kilka dni (ale nie spędzając tam nocy), my byliśmy dwa i chyba dało nam to rozeznanie. Teoretycznie można by główne atrakcje upchnąć w jeden dzień, ale nie wiem, czy się przewodnika przekona do rezygnacji z lunchu. Koniecznie trzeba tez zwiedzić muzeum. Co prawda opisy po portugalsku, ale jak się zna hiszpański, to napisy zrozumieć dużo łatwiej niż opowieści przewodnika. Zwierząt ponoć żyje w parku cała masa, ale jedyny pewniak to moko, śmiszny gryzoń, który chętnie pręży się do zdjęć. Z roślin ciekawy jest kaktus o nazwie łysina mnicha, a my znaleźliśmy okaz, który przypomina coś zgoła innego. Koszt wizyty: 90 reali za samochód, 70 dziennie za przewodnika, wstęp do parku 3 reale dziennie, muzeum – 6 reali, nocne oświetlenie 5 reali (dla przynajmniej 4 osób), 3 od pięciu wzwyż. Gorąco polecamy, park piękny a malowidła bardzo niesamowite. W miasteczku, na ulicy odchodzącej od placu jest niezła pizzeria, nazwy nie pamiętam, ale na wejściu reklamują się, że na drewnie pieką (faktycznie chrupiąca i cieniutka).
W biegu, jeszcze na ostatnią chwilę zamawiając pizzę na wynos (pizzeria prawie przy przystanku autobusowym, uwinęli się w 10 minut!) złapaliśmy autobus w dalszą drogę.
Zawiózł on nas do Teresiny, najgorętszego miasta Brazylii. Wysiadamy o godzinie 5 rano, mrok, a na termometrze 27 stopni...Przyjemnie było przenieść się tu z wyziębionego autobusu ale na szczęście mieliśmy wkrótce przesiadkę i nie musieliśmy śledzić jak do południa temperatura galopuje wzwyż. Na dworcu rozwaliły mnie butelki z krabem w środku. Myślałam że w formalinie zanurzony (ale po co?), a tu się okazuje, że to pinga czyli cachaça! Czekam na wyjaśnienia od kolegi. Inne, mniejsze butelki opatrzone były komiksowymi scenkami z przaśnym humorem, który w związku z brakami w słownictwie nie do końca rozumiałam. Z Teresiny tylko dwie godziny do Piripiri, a klimat tu już dużo znośniejszy
Jest tu do zwiedzenia park Sete Cidades, myśleliśmy że powtórka z rozrywki po Serra da Capivara, ale okazał się zupełnie inny. I dużo łatwiejszy do obejrzenia. Na pełną pętlę wystarczą góra 3 godziny. Można wziąć z miasta mototaxi (30 reali od osoby) albo normalną taksówkę (stargowaliśmy na 90), przewodnik bierze 30 albo 15 w zależności od środka transportu (30 jak musi iść pieszo). Wstęp darmowy. Park można też zwiedzić rowerem, który wypożycza się chyba na terenie, ale w tym słońcu i po piaszczystych wertepach słabo to widzę.
Park nazywa się Siedem Miast, stąd że na formacjach z piaskowca są regularne spękania przypominające dachówki, więc nasuwa się skojarzenie z ruinami domów. Jest też legenda że to nie twór naturalny tylko pozostałości po wypędzonych jezuitach, ale to już na niezłą bzdurę zakrawa. Tu też są malowidła, ale zupełnie inne, bo abstrakcyjne, różne zygzaki, elipsy, kratki itp. Jest też sześciopalczasta ręka jak w Cueva de las Manos. Ale ciekawsze są formacje skalne, zwłaszcza idealnie okrągły żółw, skała z dziurą w kształcie mapy Brazylii i Furo Solsticial, skała z dziurą, przez którą w dzień przesilenia letniego (22 czerwca) przechodzą promienie słoneczne, a minerały zawarte w skale dają efekt tęczy. Niestety nie możemy tych kilkunastu dni tu kiblować, ale jakby ktoś był w okolicy, to idźcie koniecznie i zdajcie relację. W Internecie żadnych zdjęć z tego widowiska nie ma.
Na koniec warto się ochłodzić w ślicznym wodospadzie. Nie gwarantuję krystalicznej czystości, bo chętnych do kąpieli sporo, ale miejsce bardzo odprężające. Na koniec wpadliśmy przejazdem do miasteczka Ubajara, gdzie można zwiedzić malowniczą jaskinię. Do jaskini ledwo weszliśmy, już byliśmy na zewnątrz, wizyta nie zajęła więcej niż 15 minut, ale jaskinia niczego sobie. Ale zjazd kolejką linową po stromej skale i widok z góry na okoliczną zieloną równinę – wart wycieczki. Trochę przed 15.30 stawiamy się w przydrożnym barze i zarządzamy zmianę kanału TV. Lokalni jakąś nudną Formułę 1 ćwiczą, a mecz coraz bliżej. Już usiedzieć nie możemy, godzina wybiła, a ci jeszcze koniecznie wręczenie pucharu chcą zobaczyć. Wrr, niecierpliwimy się, a tu nagle na podium...Kubica! Dźwięki mazurka nas trochę rozmiękczają, w końcu nieczęsto się go w tym kontekście słyszy. No to po takim wstępie jesteśmy już gotowi na nieuchronną porażkę :-)
 
POPRZEDNI
POWRÓT DO LISTY
NASTĘPNY
 
Zdjęcia (31)
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
Komentarze (1)
DODAJ KOMENTARZ
fylyp
fylyp - 2008-06-10 20:11
Dobra dobra, padalec nie kobra :P (Hehe, u Los W. to byłaby czarna mamba albo inny winterfresh) :D Zresztą tfu tfu, co by misiom a conto afrykańskiej ekskursji nie wywoływać kobry z lasu.

PS. Śp. Kapuściński opisuje, jak kiedyś błądząc po Serengeti zległ na pryczy w jakiejś opuszczonej chałupie, a tu spod pryczy kobrowate "sssss". Jedyne, co miał w zasięgu ręki, to był kanister z benzyną. Wspólnymi siłami z kumplem przygnietli nim gada, ale ponoć bydlę jeszcze z kwadrans wściekle się broniło :/
 
 
bzmot
Łukasz Olczyk Joanna Łuczak
zwiedził 14.5% świata (29 państw)
Zasoby: 243 wpisy243 256 komentarzy256 2962 zdjęcia2962 4 pliki multimedialne4