Geoblog.pl    bzmot    Podróże    Azja dla początkujących    Park narodowy i co w nim znaleźliśmy
Zwiń mapę
2010
21
gru

Park narodowy i co w nim znaleźliśmy

 
Tajlandia
Tajlandia, Khao Sok
POPRZEDNIPOWRÓT DO LISTYNASTĘPNY
Przejechano 3035 km
 
Po jednym dniu odpoczynku w Khao Lak wyruszyliśmy na podbój pobliskiego parku Khao Sok. W parku są piękne skalne wzgórza, dżungla, zwierzaki, ale nade wszystko – raflezje, największe kwiaty świata, które kwitną tylko w tym sezonie. Na autobus czekaliśmy ponad 1,5h, bo rozkładu oczywiście przestrzega się po tajsku. Kiedy już dojechaliśmy do wioseczki przy parku, dużo do roboty nie było poza szukaniem noclegu. Rano kupiliśmy bilet wstępu (200 batów normalny, 100 studencki) i udaliśmy się na jedną ze ścieżek. Niestety, gdy po ½ h bardzo spoconego marszu dotarliśmy do „punktu widokowego“, okazał się on zarośnięty drzewami. Spotkany później kolega z rejsu powiedział, że on wybrał się na inną ścieżkę, taką prowadzącą do wodospadu, i wodospadu też nie było, bo to pora sucha. No i kicha. Do pełni absurdu wystarczy poczytać tablice informacyjne umieszczone z rzadka na parkowych ścieżkach – tytuły, traktujące w założeniu o okazach przyrodniczych znajdujących się w pobliżu tablicy – mówią same za siebie: „Life sticky but useful like“ albo „Stream living-life in the fast last!“. Na dodatek okazało się, że kwiatów też nie będzie, bo w tym roku mało deszczu było i się spóźniają. Może styczeń, może luty panocku. No nic, poszukamy ich w Malezji lub Indonezji...
Same krajobrazy w parku natomiast są naprawdę piękne – skalne górki w fantazyjnych kształtach zarośnięte nieregularnie tropikalną zielenią. Bardzo smakowite. Naszą uwagę na folderach zwróciło też piękne sztuczne jezioro z tamą (65 km od wioski) - Ratchaprapa Dam. Ale wycieczki tam były bardzo drogie, więc mimo protestów Asi wypożyczyliśmy sobie skuter. Nigdy na tym nie jeździłem, ale okazało się to dość banalne. Początki były wyboiste, bo próbując wyprowadzić go z parkingu na jednym z postojów po drodze, zahaczyłem o ciężarówkę i stłukłem osłonę światła, ale w pobliskim sklepie wymieniliśmy tę część za jakieś grosze. Potem szło już jak z płatka. Do jeziora dojechaliśmy późnym popołudniem, umówiliśmy się wstępnie z właścicielem łódki na rejs na następny dzień (jeśli będzie pogoda!) Szukając noclegu, wpadliśmy na wielki, luksusowy hotel, który wyglądał na zamknięty (choć przecież jest sezon!). Hotel znajdował się tuż naprzeciw pola golfowego (w ogóle cały ten teren to miejsce wypoczynku bogatych Tajów, wszystko jest tam mocno odpicowane i przystrzyżone, ale zachodnich turystów prawie nie ma). W otwartym holu były dwie duże sofy i działał nawet bezprzewodowy internet, więc zdecydowaliśmy, że jak nikt nie wpadnie, to tam przewaletujemy. Niestety już po zmroku zjawił się jakiś pan, żeby zapalić światła. Zaczęliśmy palić głupa, że chcemy pokój, ale ceny były zaporowe (300 zł), więc musieliśmy się zmyć i poszukać tańszej opcji.
Następnego dnia była mgła i zimno, więc mieliśmy zrezygnować z łódki, ale szybko mgła opadła i wyszło słońce. Przejażdżka była warta każdej złotówki (stargowane z 2000 na 1300 batów). Piękne krasowe filary i strome góro-wyspy obrośnięte tropikalnymi drzewkami nadają temu miejscu baśniowy klimat. W dodatku na jednej z wysepek mieliśmy okazję podglądać gibony skaczące po gałęziach. Cud miód po prostu. Widzieliśmy nawet pływającego w wodzie węża. W zasadzie to zwłoki węża, ciut obgryzione od strony głowy. Ale nadal był duży. Dusiciel, coś w rodzaju anakondy. Przyczyna zgonu nieznana. W powrotnej drodze odwiedziliśmy jeszcze wioskę na jednej z wysp, gdzie można nocować w małych, drewnianych domkach (drogo jak na Tajlandię, 560 batów za osobę, choć z pełnym wyżywieniem). I pędem, ciut spóźnieni ze zwrotem skutera, pognaliśmy z powrotem do wioski. Uciekł nam niestety ostatni autobus do Khao Lak (o 16.00), ale do następnego miasta podwiózł nas jakiś turystyczny pikap i stamtąd było już łatwo.
Przejażdżki łódką umawia się na przystani bezpośrednio u kapitana. My wieczorem znaleźliśmy tylko jednego, Boya, i wszyscy go tu znają i polecają. Faktycznie, strasznie miły chłopaczek. Nazajutrz jacyś inni się pojawili, ale nie dało by się lepszej oferty znaleźć, bo oni tu mają związkowe podejście i nie wyrywają sobie klientów. I dobrze na tym wychodzą, a przy okazji nie ma kwasów. Warto dodać, że łódka to jedyny sposób obejrzenia zalewu. Sprawdziliśmy na skuterku - poza jednym punktem widokowym i przystanią - do zalewu nie dochodzą żadne drogi, więc nie widać go z brzegu. Rozglądajcie się za zimorodkami (kingfisher) - jest ich tu pełno a błękitne piórka tak im lśnią, że nie sposób przegapić. Zwłaszcza w locie wyglądają jak amazońskie motyle.
 
POPRZEDNI
POWRÓT DO LISTY
NASTĘPNY
 
Zdjęcia (10)
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
Komentarze (1)
DODAJ KOMENTARZ
Jacek Wąsowicz
Jacek Wąsowicz - 2015-01-17 22:12
Hej hej,
tu Jacek i Ewa, też polujący na raflezję. :-)
Od pocz. lutego jesteśmy w Malezji, w planie mamy odwiedzić miejsce, gdzie mają rosnąć, a z Waszego wpisu wynikałoby, że możemy je zobaczyć - o ile deszczu jest teraz poniżej średniej. Czy dobrze rozumuję? :-)
 
 
bzmot
Łukasz Olczyk Joanna Łuczak
zwiedził 14.5% świata (29 państw)
Zasoby: 243 wpisy243 256 komentarzy256 2962 zdjęcia2962 4 pliki multimedialne4