Kolumbię dręczy plaga zamkniętych restauracji i kin. Chyba nikomu nie chce się zdejmować starych szyldow. I tak w Cartagenie w restauracji wegetariańskiej Govinda działa apteka, w Medellín w tej samej restauracji (sieć?) spożywczak a w Cali chyba jakiś inny sklep. Dodatkowo w Cali w kinie Ipancine (gdzie zawędrowaliśmy skuszeni seansem) jest chyba supermarket. Cóż za zwodniczy kraj :)
Nowościa dla mnie nawykłego do naszego wiejskiego tuningu są stroboskopy zamocowane pod światłami co bardziej awangardowych taksówek. Dozwolone? A czemu nie? Im więcej hałasu i zamieszania się tu zrobi, tym lepiej :) Światla mijania też mienią się wszystkimi kolorami tęczy i nikomu to nie przeszkadza. Ach, po co nam była ta Łunia Łeuropejska :)
Dwa pytania motoryzacyjne: Do czego używany jest tutaj klakson? Odpowiedzi:
a) do podrywania lasek na ulicy
b) do ostrzegania, że ma się pierwszeństwo
c) do ostrzegania, że się nie ma pierwszeństwa, ale chce się wymusić
d) do informowania, że jedzie się bez pasażerów (dla taksówek)
e) do informowania, że ma się komplet pasażerów (dla busów)
f) do tego, do czego w Europie, czyli poganiania lub ostrzegania o niebezpieczeństwie
Oczywiście zgadliście. Wszystkie odpowiedzi są prawidłowe. Nagrodą jest 5-minutowy pobyt na dużym kolumbijskim skrzyżowaniu. Po odbiór do konsula :)
A do czego używane są kierunkowskazy? Odp prawidłowa: "Kieru-co?"
I coś jeszcze dla fanów motoryzacji: Renault Thalia nazywa się tutaj Renault Symbol (?), Dacia Logan to oczywiscie Renault Logan ("descubre nuevos caminos!"), pojawiają się Toyoty Yaris sedan (!!) a Daewoo Nubira to Daewoo Cielo. (pod względem językowym ma to w sumie jakis sens, ale nie będę się wgłębiał :) 80% pojazdów na drogach to Chevrolety, łącznie z ciężarówkami i busami. GM po prostu nie wprowadza tu różnych marek jak w Europie dla mydlenia oczu,ale jedzie równo po Chevvych. Tak więc mamy Chevroleta Astrę, Corsę, Optrę (coś chyba między Vectrą a Omegą, model jakby luksuśny :), Matiza (ale są też Daewoo Matiz), Charade, Spark itp.
Spore są tu wpływy USA, ale nie do końca, bo przecież gringos są ogólnie nielubiani :) A więc Kolumbijczycy leją paliwo w galonach (spalanie też podaje się w km/galon a nie jak w Europie l/100km), ale ich galon to równo 5 litrów (!), wagę podają w funtach, ale ich funt to dokładnie 500g. Praktyczne? Niezaprzeczalnie. Dziwaczne? Bez wątpienia. Co ciekawe, datę tez podają tak jak w USA, czyli np. Wigilia to 12/24/2005.
Okazuje się, że prezydenta Uribe nie wszyscy tu kochaja. Podobno poparcie rozkłada się 50-50. Owszem, większość spotkanych Kolumbijczyków chwali go za poprawę bezpieczeństwa. Dzięki kampanii Viaja Colombia, czyli strzeżonym przez wojsko karawanom, ludzie od trzech lat znowu zaczęli poruszać się po kraju inaczej niż samolotem. Inni zaś nienawidzą za faszystowską manierę sprawowania i kumanie się z wojskiem. Dysydenci, oponenci polityczni, niewygodni studenci są tu ponoć zastraszani lub po prostu znikają, a wszystkie media kontroluje rząd. Turysta ma czuć się bezpiecznie a mieszkańcy mają czytać wersję wydarzeń w prasie oficjalnej. Jest też nieoficjalna ale nikt prawie jej nie czyta poza garstką inteligencji. W marcu wybory parlamentarne i prezydenckie (hehe, skąd to znamy), co chwila ginie jakiś kandydat (dosłownie, w czasie pobytu w Cali w ciagu 3 dni czytaliśmy u chłopakow gazetę i co dnia był nagłówek o jakimś zabójstwie politycznym. Co chwila kogoś wykluczają z list partii prezydenckiej za rzekome związki z paramilitarnymi bojówkarzami z dżungli. Ale podobno sam prezydent też się z nimi kuma, tyle że po kryjomu. Kompletny mętlik. Myślę, że klimat polityczny Białorusi byłby tu dobrym odpowiednikiem na skalę europejską... ehh...
No to na koniec parę luźnych obserwacji również od Łosicy.
Do ciekawostek motoryzacyjnych naley dodać markę "hechiso" czyli pojazdy chałupniczo składane z czśęści fabrycznych samochodów. Robi się w ten sposób dużo autobusów zwłaszcza, często takie warsztaciki mają swoje wymyślne logo. A propos chałupniczej motoryzacji, to w autobusach działa takie śmieszne udogodnienie jak czujnik cofania. Tylko że nie jest to zwykły brzęczyk, a wymyślna melodyjka. Ostatnio na przykład slyszeliśmy lambadę. Inna ciekawostka, o której już wspominaliśmy, jest obowiązkowy licznik w autobusach. Kiedy zobaczyliśmy licznik działający, to aż musieliśmy go na filmie udokumentować, ale za chwilę wyczuliśmy że jedziemy znacznie szybciej, niż pokazuje kłamliwy licznik. Dosłownie raz zdarzyło nam się spotkać licznik który dzialał i w dodatku nie był zmanipulowany - głosno pikał kiedy prędkość przekraczała 80 km/h.
Pisaliśmy już o krzykliwych sprzedawcach wsiadających do busów ze swoim towarem. Ale wszystkich przebił pan, który w drodze do Popayan robił półgodzinny pokaz cudownych kropli do wybielania zębów. Nagadał się za wszystkie czasy po czym wskazał ochotnika, któremu kazał tą miksturą się potraktować. Krople same w sobie były przezroczyste, natomiast to co nieszczęśnik po minucie wypluł miało kolor mocno rdzawy. Żal nam było delikwenta, ciekawe, czy mu się zęby całkiem nie rozpuściły. A nabywcy się znaleźli, choć testującego wsrod nich nie było. Najlepsze w tym wszystkim jest to, ze pan robiący prezentację był pracownikiem firmy przewozowej...To kolejny dowód na wielobranżowość Kolumbijczyków. Ponadto dosłownie każdy uliczny sprzedawca owoców, smażonych pierogów itd. oferuje też minutos czyli rozmowy ze swojej prywatnej komórki (na komórkę i stacjonarne). Widzieliśmy masę biznesów, gdzie łączono branże zupełnie przypadkowo, np. usługi fotograficzne z laboratorium analiz lekarskich i testami ciążowymi. To tyle.