Cajamarca okazuje się milym, choc troche rozlazlym miastem kolonialnym. Wybieramy najtanszy hostelik. Nie ma cieplej wody, co jest normalne, ale kiedy Asia chce się wykapac po 22.00 okazuje się, że wody nie ma w ogole. Przywolany boy twierdzi bezczelnie, ze wylaczaja wode w calym miescie po 22.00 Miasto jest w gorach, ale nawet my nie dajemy się na to nabrac (oczywiscie to klamstwo). Aska zaczyna wrzeszczec na chlopaka, ze nie zaplacimy, jak nie bedzie wody. Coraz czesciej okazuje się, że ta metoda perswazji w Ameryce Lacinskiej jest nadzwyczaj skuteczna. Woda się znajduje, podobno “ze studni”. Uff…
Piatek.Nowy dzien w Cajamarce. Ruszamy w miasto zadni wrazen. Chcemy je szybko zwiedzic, a potem szybko zlapac autobus do Kuelap, gdzie znajduja się olbrzymie ruiny preinkaskie, ale okazuje się, że pod reka sa doskonale wycieczki do lokalnych atrakcji, o ktorych nasz przewodnik nawet nie wspomina. Decydujemy się wiec odlozyc Kuelap na pozniej. Do wyboru sa dwie wycieczki. Mozna zrobic obie w ciagu jednego dnia, ale jedna z nich – do tzw. Skalnego lasu - juz się rozpoczela, autobusy odjechaly. Decydujemy się wiec dojechac tam taksowka, co wychodzi troche drozej, ale mimo wszystko godzinna podroz taksowka po gorskich drogach za 30 zl to jeszcze nie rozboj : ) Na miejscu rzucaja się na nas indianscy chlopcy chcacy nas “oprowadzic”, wiec musimy się mocno opedzac. Udaje im się wyzebrac od nas kilka ciasteczek. Taksowkarz odjezdza a my rzucamy się gonic uczestnikow wycieczki, z ktorymi planujemy wrocic do Cajamarki. Las faktycznie robi wrazenie – to niesamowite formacje skalne przypominajace miejscami – choc odlegle – postacie ludzkie i zwierzeta. Po 2h spaceru, w akompaniamencie nieustannego jazgotu dosc glosnego przewodnika wsiadamy do autobusu. W sama pore, bo zrywa się deszcz, a w gorach przy gruntowych drogach to nie przelewki. Jak dotad nic nie jedlismy, wiec po powrocie rzucamy się na obiad, choc do drugiej wycieczki zostalo tylko 10 minut. Oczywiscie wpadamy tam 15 minut spoznieni, ale tu nikogo – poza para naburmuszonych Niemcow – to nie dziwi. “To Peruwianczycy, tak jak Panstwo” wyjasnia naszej grupie uchachany przewodnik. I wszystko jasne. Ruszamy ogladac polozone niedaleko od Cajamarki grobowce preinkaskiej kultury Moche. Moche grzebali swych zmarlych w normalnych grobowcach, a potem przenosili ich kosci do wykutych w skalach “okienek” (ventanillas). Jest tu duzo takich zbiorowych grobow w okolicy wykutych w skalnych scianach. Te, ktore zwiedzamy (w Otuzco) nie sa nawet najlepiej zachowane, ale ich fenomenem jest to, ze zostaly spladrowane nie przez Hiszpanow czy pozniej, przez Peruwianczykow, ale jeszcze przez Inkow : )…
Po drodze zwiedzamy jeszcze miejscowa fabryke… serow szwajcarskich (zalozona przez PRAWDZIWEGO Szwajcara), ktorych jakosci dowodzi degustacja i wracamy do Cajamarki (to podobno Peruwianska stolica serow : ) Akurat obchodza tu 151 rocznice nadania praw ich departamentowi wiec na rynku jest duza fiesta ze spiewami i ogniami sztucznymi. Troche nam zal wyjezdzac, ale szkoda nocy, a rano chcemy byc w Trujillo. Nawet nie widzielismy slynnego budynku, w ktorym trzymano Atahualpe…Kuelap odkladamy na pozniej. Obecnie jest pora deszczowa a dojazd tam zajalby nam caly dzien lub dluzej… Wiemy juz, ze musimy tam pojechac, ale teraz nie mamy czasu. Odkladamy to na “po Brazylii”.
Lecimy na dworzec, pewni swego. 22.00. Dzwonilismy juz do Daniela w Trujillo (nasz kolejny gospodarz), ktory zaoferowal się, że odbierze nas z dworca (o 5.00 rano!!!). Hehe, naiwniacy z nas. Weekend. Od wczoraj brak biletow. Wracamy jak niepyszni do innego juz hotelu. Rano wczesna pobudka – o 10.00 autobus, a jeszcze moze cos zwiedzimy. Wysylam smsa do Daniela, zeby nie wstawal niepotrzebnie i kladziemy się spac.
Sobota. Zwiedzam jeszcze slynna komnate (mala ruderka widoczna na fotce) w ktorej trzymano Atahualpe, i ktora Inkowie wypelnili zlotem i srebrem (!!!), stanowiacym okup dla chciwego Pizarra (skurczybyk oczywiscie zaraz potem zabil Atahualpe a zloto zagarnal : ) i lecimy na autobus. Dzwonie do Daniela z komorki. Nie dostal zadnego smsa, wiec byl juz na dworcu o 5.00 rano.. Brr.. robie się czerwony ze wstydu...Dobrze, ze mnie nie widzi... : )