Wsiadamy do autobusu do pierwszego miasta. Chiclayo, tam czekaja na nas pierwsze atrakcje. Po 3h docieramy na miejsce, budzeni tylko przez kolejnego akwizytora sprzedajacego zenszen i wyliczajacego przez 1/2h jakie to straszne choroby moga nas spotkac, jak tego nie kupimy, z cala anatomiczna specyfikacja. Bleeee... czemu ja to wszystko rozumiem???? :(( Jedziemy wzdluz wybrzeza wiec upal, a w dodatku krajobrazy jak na fotce, czyli pustynia. Niesamowite krajobrazy, pierwszy raz na tym kontynencie takie widzimy.
Chiclayo robi dobre wrazenie. Miasto jest dosc ladne,a ludzie mili. Slowo gringo leci w naszym kierunku tylko 2x. Dobry znak :) Meldujemy się w hotelu i lecimy do muzeum, w ktorym wystawiono szczatki tzw. "Wladcy z Sipán" i artefakty znalezione w grobowcu (jedno z najwiekszych odkryc archeologicznych na kontynencie; Sipán rozkopano w 1987 r., wiec sprawa swieza). Kilogramy zlota, figurek z gliny i szlachetnych kamieni robia wrazenie... Ufff... tyle wiedzy... glowa boli.
Potem zwiedzamy same Sipán (30km od Chiclayo, oczywiscie 1h jazdy), gdzie zrekonstruowano w grobach ich zawartosc sprzed wykopalisk. Obok stoja pozostalosci piramid kultury Moche sprzed 1700 lat, teraz dzieki erozji i ruchom sejsmicznym przypominajace piaskowcowe pagorki (patrz fotki). Ostatnim autobusem wracamy do miasta. Mam jeszcze ochote na plaze dla ochlody (30C, srodek lata), ale sciemnia sie, a wiec jutro... Na razie Peru zrobilo na nas bardzo pozytywne wrazenie (rowniez krajobrazy, zegnajcie olesione pagorki, witajcie prawdziwe gory :), ale zobaczymy jak bedzie dalej, bo Ekwador tez się nam najpierw szalenie spodobal :) Nazajutrz rano pare fotek za dnia a potem zwiedzilismy plaze w pobliskim Pimentel. Drewniane molo, dluzsze niz w Sopocie ale brzydkie, ogromna plaza i zywego ducha prawie nie ma. Okazuje się, że woda do ok. 100 m od brzegu tylko po kostki, ale potem glebsza, a fale bardzo mocne i wiry. Z kapieli nici. Mocze się tylko i wracamy. Zwiedzamy jeszcze lokalny targ, na ktorym sprzedaje się wszystko od pirackich plyt po srodki halucynogenne i ruszamy w pieciogodzinna droge do Cajamarki, miasta, w ktorym Pizarro oszukal i zabil legendarnego wodza Inkow Atahualpe. Po meczacej podrozy docieramy do celu, ale za pozno na zwiedzanie. Nasz hotel jest sympatyczny, ale brak chwilowo pradu. Wloczymy się troche po miescie. Prad wlaczaja, ale za to co jakis czas traca oswietlenie wazne zabytki, na przemian. Ciekawe... :) A zatem do jutra, bedzie wiecej zwiedzania.