Geoblog.pl    bzmot    Podróże    Ameryka Południowa 2006 - łosiowy debiut podróżniczy    Ostatnie chwile w Ekwadorze
Zwiń mapę
2006
07
lut

Ostatnie chwile w Ekwadorze

 
Ekwador
Ekwador, Cuenca
POPRZEDNIPOWRÓT DO LISTYNASTĘPNY
Przejechano 3276 km
 
Pojechalismy ogladac inkaskie ruiny 2 godziny od Cuenki. Autobus zatrzymuje się tuz pod wejsciem, wchodza dwie indianki i cos marudza, ze zamkniete, ale jak uiscimy dotacje na chorego synka, to pomoga nam wejsc. Paru gringo z tylu autobusu dalo się zagadac. Indianki znikaja. Podchodzimy do bramy, zamknieta na klodke. Podchodza jacys dwaj indianie i mowia ze jest konflikt miedzy ich miasteczkiem a wladzami odpowiedzialnymi za zabytki i w zwiazku z tym do wyjasnienia zwiedzanie jest zabronione. Jak wejdziemy, to policja nas pogoni, ale oni znaja wejscie od tylu i za drobna oplata nas zaprowadza. Pukamy się w czolo i idziemy do przodu, rzeczywiscie spotykamy policjantow. Uprzejmie wyjasniaja, ze to bzdura, po prostu glowne wejscie jest zamkniete, ale wchodzi się z boku i zwiedzanie jest darmowe. Ech, czemu Ekwadorczycy czuja tak przemozna potrzebe kiwania turystow? Nawet pani magíster w aptece musiala mi z dolara za malo wydac. Uciekamy od polskiego buractwa, a tu czeka juz lokalne...
Ciekawym elementem w Ingapirce byla twarzyczka wyrzezbiona ponoc (niektorzy twierdza, ze naturalna) w skale nieopodal ruin. Znuzeni ciaglym deszczem wrocilismy do Cuenki. Tam z poznanym w drodze Kanadyjczykiem Keirem i Rafaelem wieczorkiem wybralismy się do sympatycznej restauracji na starowce. Za jedyne kilkanascie zlociszy przy swiecach zjadlem tam obiadek zycia, a przynajmniej najlepszy obiad w Ekwadorze. Knajpa nazywa się Raymipampa, jakby kogos to interesowalo i jest przy katedrze. Kreolska zupa z cebuli, sera i awokado to jest to!!! :)
Poniedzialek. Czas pozegnania. Wyjezdzamy z Cuenki do Lojy. Po drodze zwiedzamy jeszcze fabryke legendarnych kapeluszy ze slomy toquilla zwanych blednie "panamami". Oczywiscie konczy się na kupnie kompletnie niepotrzebnego mi egzemplarza za jedyne 10USD (tanszych nie bylo). No to teraz bede musial go nosic... Legenda zobowiazuje :)
Do Lojy gorska droga wsrod malowniczych krajobrazow docieramy wieczorem. Pogoda ciut lepsza. Meldujemy się w stylowej dziurze zwanej "Londres" :) i ruszamy w miasto. Kilka ladnych kosciolow, sympatyczne kolonialne domki i... knajpy meksykanskie, ktore sa tu niestety jedna gorsza od drugiej. Z rozstrojem zoladka i nerwow wracamy do hotelu...
Wtorek. Czas ruszac do Peru. Pare zdjec za dnia. Przed odjazdem z Lojy zagladamy jeszcze do odleglej o "45 minut drogi" (czyt. 1h25 minut) miejscowosci Vilcabamba, slynnej z najwyzszej sredniej wieku mieszkancow i specyfiku "Vilcacora". Zabawne, mialem o Vilcabambie czytanke w szkole, a teraz tam jade. V. okazuje się zapadla dziura "dobra na wypady w gory". My wypadac nie zamierzamy, wiec cykamy pare zdjec okolicznym dziadkom (dobrze się trzymaja, fakt, nawet chca nas gonic za cykanie fotek :))) i psu, ktory zebral od nas jedzenie w knajpie (kolejny niedobry obiad, pech...) i zmywamy się do Lojy. Tam zwiedzamy jeszcze sympatyczny park z replikami slynnych budowli, basenem i torem dla rolkarzy (czemu w Polsce takiego nie ma??) i zwijamy się na nocny autobus do granicy.Za dodatkowe 2USD od osoby autobus ma nas przewiezc przez granice do nastepnej miejscowosci.
Sroda. Dobrze, ze doplacilismy te 2USD. Na granice zawijamy w srodku nocy, tym razem o dziwo 3 h wczesniej niz mialo byc, czyli o 5 nad ranem. Wypedzeni jak bydlo z autobusu w srodku nocy ustawiamy się w strugach deszczu pod okienkiem gburowatych ekwadorskich pogranicznikow. To chyba mokre tereny, bo komary tna mnie na calego i duchota cholerna. Pan patrzy chmurnie na moj koslawo wypelniony formularz wyjazdowy (oczywiscie rubryka "zawod", jak na kazdym formularzu na tym kontynencie, lacznie z hotelami) i pyta, czemu mam juz pieczatke wyjazdu z Ekwadoru. A bo pana kolega na granicy z Kolumbia wbil mi dwie przez pomylke... Na szczescie to go zadowala i puszcza nas dalej. teraz czas na okienko peruwianskie, gdzie w klebach taniego dymu przechodzimy podobna procedure... Ufff...
Najblizsza granicy miejscowosc okazuje się o 2h stad. Trafiamy tam przed 8 rano. W Peru niestety autobusy nie maja wspolnych dworcow, kazda firma ma swoj przystanek w innym miejscu. Ale burdel... Wysiadamy i podlapuje nas taksowkarz, ktory za drobne USD z Ekwadoru wiezie nas do bankomatu i potem na odpowiednia stacje busow. Na szczescie w peruwianski nowy sol ma się do naszej nowej zlotowki :) jak 1 do 1 (niemal), wiec hurra! odpadaja problemy z przeliczaniem. Gdyby nie upal, czulbym się jak na starych smieciach :) (smieci tu zreszta az nadto).
 
POPRZEDNI
POWRÓT DO LISTY
NASTĘPNY
 
Zdjęcia (12)
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
Komentarze (0)
DODAJ KOMENTARZ
 
bzmot
Łukasz Olczyk Joanna Łuczak
zwiedził 14.5% świata (29 państw)
Zasoby: 243 wpisy243 256 komentarzy256 2962 zdjęcia2962 4 pliki multimedialne4