Autobus do Brasilii oczywiscie przyjechal z opoznieniem. Byl dosc wygodny, ale przydzielono nam miejsca nie obok siebie. Kierowca pozwolil nam się zamienic, ale potem wsiadl gosc, ktorego miejsce zajalem i nie chcial isc na to, ktore bylo poczatkowo mnie przydzielone, bo tam siedzial jakis gadatliwy pijaczek. Koniec koncow usiadl gdzie indziej, bo bylo jeszcze jedno wolne miejsce, ale atmosfera byla nerwowa. W dodatku posadzili nas kolo kibla. Caly czas otwieraly się drzwi, o zapachu nie wspomne. Zepsute zawieszenie to kolejny z problemow. Byl to zdecydowanie najgorszy autobus w Brazylii, ale gdzie mu do ekwadorskich czy niektorych peruwianskich (cena rowniez bez porownania wyzsza : ). Po wrednym opoznieniu 2h dojechalismy na miejsce o 17.00 nastepnego dnia.
Czekal juz na nas cierpliwie nasz nowy gospodarz, Ricardo. Juz się sciemnialo, wiec zabral nas tylko do domu prezydenta (Luli akurat nie bylo : ), a nastepnie do siebie, do domku pod miastem. Tam zostalismy utuleni do snu cieplym obiadkiem i zabawa z labradorem oraz dwoma pudelkami gospodarza.
Nastepnego dnia Ricardo pozyczyl nam rowery, abysmy mogli lepiej zwiedzic miasto, bo odleglosci sa za duze na spacery. Poniewaz wszyscy spotkani dotychczas Brazylijczycy oraz turysci pukali się w glowe na wiesc, ze chcemy jechac do Brasilii, sami zdazylismy zwatpic w sens tej wizyty, wiec zaskoczenie moglo byc tylko przyjemne. I tak miasto, w ktorym wg przewodnika ludzie mieli byc “rasa podlegla klimatyzatorom i samochodom” okazalo się calkiem przyjemna, drobiazgowo rozplanowana przestrzenia miejska. Nie betonowa dzungla bynajmniej, ale pelnym zieleni eksperymentem urbanistycznym, zreszta zobaczycie na zdjeciach. Dla tych, ktorzy nie wiedza, miasto zostalo zbudowane od podstaw na pusciutkiej rowninie w centrum kraju w trzy lata (1957-1960). Prezydent Juscelino Kubitschek i lewicujacy architekt Oscar Niemeyer wymarzyli sobie nowa, wolna od brudu i skaz stolice (Rio się juz przezylo...). Miasto idealne. Zaprojektowano wiec miasto na planie samolotu. Kokpit tworza budynki rzadowe, na skrzydlach znajduja się dzielnice mieszkalne. Sektory mieszkalne podzielone sa na tzw. superbloki (jest ich kilkaset). Kazdy z nich zawiera kilka rzedow domow, tzw. blokow, centrum handlowe, w ktorym w zalozeniu znajduja się wszystkie sklepy potrzebne mieszkancom, szkole, kosciol itp. Czyli jest samowystarczalny. Kazdy z kilkuset superblokow jest zaprojektowany IDENTYCZNIE, czyli uklad domow, zieleni itp. Jest wszedzie ten sam. WSZYSTKIE domy mieszkalne maja po 6 pieter. Brzmi to dosc makabrycznie, ale sprawia uporzadkowane wrazenie. Dziala to tak, ze droga prowadzaca do kazdego superbloku jest slepa, wiec trafiaja tam tylko mieszkancy. Jesli chce się mieszkac i kontaktowac tylko z samymi sasiadami, to jest super. Jesli chce się wyjsc na miasto, to gorzej, bo wszystkie punkty handlowo-uslugowe sa zorganizowane wewnatrz tych podstawowych jednostek, a w samym centrum (kadlub samolotu) nie ma nic, oprocz budynkow rzadowych.
Budynki trzech wladz (kongres, sad i prezydent) znajduja się na tzw. Placu Trzech Wladz. Po 50 latach wszystko nie wyglada juz tak nowoczesnie, ale oszczednosc srodkow wyrazu i swoisty porzadek architektoniczny nadal moze się podobac. Kongres zwiedza się za darmo (jak i wiekszosc atrakcji w miescie). Ba! Mozna nawet dostac tam pocztowke z wizerunkiem kongresu, ktora na koszt rzadu zostanie dostarczone w dowolne miejsce na swiecie. Podoba mi się tu! Po odwiedzeniu kilku sal, ruszylismy na niedaleka wieze telewizyjna, skad rozciaga się swietna panorama miasta, a nastepnie porobilismy troche ciekawych fotek roznych budynkow, z tym slynnej katedry. Niestety, najciekawszy kosciol Dom Bosco, przypominajacy betonowy schron z witrazami, okazal się zamkniety, wiec fotki sa tylko z zewnatrz. Wieczorem zmachani wrocilismy do domu...
Nasz drugi pelny dzien w Brasilii okazal się mocno deszczowy, wiec ograniczylismy się do zwiedzania centrum handlowego, kosciola Dom Bosco wewnatrz (hurra!) i, wieczorem, najstarszego pubu w Brasilii (Beirute, rok otwarcia 1966!) Jutro, jesli pogoda bedzie laskawa, wybieramy się do parku narodowego Chapada dos Veadeiros na polnoc od miasta. Jesli tym razem się nie podtopie, postaram się zdac pelna relacje!