Wskakujemy do wygodnego autobusu do Cordoby o 22.00, wciagamy zaserwowana kolacje z puszki i zasypiamy przy dzwiekach Ostatniego Samuraja...
Rano budzimy się w Cordobie. Oczywiscie wiekszosc schronisk zajeta a hotele drogie. Sezon, co robic. Rozbijamy namiot na podworku jednego z hosteli i zwiedzamy miasto. Niestety w Cordobie, jak i wszedzie poza Buenos, panuje zwyczaj brzydkiej siesty, czyli od 13.00 do 17.00 nie pracuje NIKT. I pomyslec, ze o tej porze roku nawet nie jest tu goraco. Ale w tych godzinach lepiej nawet nie myslec o czyms tak prozaicznym jak choroba czy wypadek. Po prostu nikt ci nie pomote, bo jest siesta. Koscioly i muzea takze zamkniete, ale centrum jest male, wiec z zewnatrz wszystko obchodzimy w 2 godziny. Coz, skoro tak nas witaja, nadrobimy zaleglosci kinowe. Popoludnie i wieczor spedzamy w kinie, a nastepnie w kafejce internetowej. Nastepny dzien wyglada podobnie. Kino, jedzenie, internet, ciut zwiedzania, znow wszystko zamkniete, znow internet i tak dobijamy do wieczora. To sobie pozwiedzaliśmy :p