Geoblog.pl    bzmot    Podróże    Azja dla początkujących    Z wizytą u kuzynów
Zwiń mapę
2011
10
kwi

Z wizytą u kuzynów

 
Malezja
Malezja, Kuching
POPRZEDNIPOWRÓT DO LISTYNASTĘPNY
Przejechano 17263 km
 
Ho, ho, ho, z prywatnej korespondencji wynika, że zdanie kończące Łosia ostatni wpis zostało przez czytelników opacznie zrozumiane. Owszem, podróż dobiega końca, ale na koniec zostało jeszcze parę perełek. Kuching okazał się bardzo przyjemnym miastem, wycacanym i pozbawionym azjatyckiego chaosu. Pierwsze od dawna miasto, gdzie miło spacerować i jest na czym oko zawiesić. Stare budynki ładnie odmalowane i rzadko straszą wilgotnymi liszajami – aż dziwne, w tym klimacie. A jeśli dorzucić do tego liczną ludność chińską, to porównanie z Singapurem narzuca się samo. Tylko szklane landmarki mniej futurystyczne, takie trochę jak u nas w latach 70-tych. W pierwszej kolejności ruszyliśmy do ośrodka adaptacyjnego dla orangutanów. Tak, jak w sumatrzańskim Bukit Lawang, są one dokarmiane dwa razy dziennie, ale jak są najedzone to się nie stawiają. Większa szansa na ich przyjście jest na porannym karmieniu (9.00 -10.00). Z miasta do Semenggoh rano jedzie tylko jeden autobus, przy czym trzy różne źródła, w tym sam ośrodek na swojej stronie, podają inną (a każda błędna) godzinę odjazdu. W efekcie na autobus się spóźniliśmy i musieliśmy wsiąść w taryfę (40 ringitów). Byliśmy na miejscu dużo przed czasem i trafiło nam się, że jedna wygłodniała orangutanica przyszła z dzieckiem już o 8.20. Niezły show odstawiały, fikając po drzewach, spuszczając się po linach itd. a gapiów wciąż przybywało. Do dziewiątej grupka urosła do około stu osób! Wtedy, po krótkiej prelekcji („jak orangutanowi spodoba się twoja torba, to niech sobie weźmie“) wpuścili nas na szlak prowadzący do platformy. I dopiero się zaczęło! Tak jak w BL wizyta wyglądała tak, że coś złaziło z drzewa, chwytało banana i myk, z powrotem do góry, tak tutaj przyszło z siedem orangutanów na raz i wszystkie baraszkowały na otwartej platformie przez pół godziny. Fikały i objadały się owocami, nic sobie z naszej obecności nie robiąc, a co najważniejsze dla zdjęć – były dobrze oświetlone. Takiej uczty dla oczu jeszcze nie mieliśmy. Przy wyjściu z parku pokazali nam jeszcze motyla, który udaje węża. Nie pomogła mu ta sztuczka, bo lewy bok miał całkiem obgryziony. W drogę powrotną złapaliśmy już miejski autobus, a w dodatku wykumaliśmy coś, o czym nikt tu po dobroci nie powie: 2 km przed kasą parku jest miasteczko Padawan, do którego autobusów jedzie znacznie więcej, więc jak ucieknie wam ten do Semenggoh, zawsze jest plan B.
 
POPRZEDNI
POWRÓT DO LISTY
NASTĘPNY
 
Zdjęcia (14)
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
Komentarze (1)
DODAJ KOMENTARZ
fylyp
fylyp - 2011-04-12 20:35
Chyba właśnie z tego miejsca był kiedyś program o orangutanach na Animal Planet - naprawdę zmyślne bestie, szczęka opada. Opiekun piekł im kolby kukurydzy na ognisku, i podopieczny po chwili namysłu sam wpadł na to, że trzeba poszukać jakiegoś kija i wyciągnąć przysmak z ognia. Inny przyglądał się pracom stolarskim, i po chwili sam zaczął coś majstrować. Trzeba by takie filmy puszczać w ramach terapii różnej maści kreacjonistom :]
 
 
bzmot
Łukasz Olczyk Joanna Łuczak
zwiedził 14.5% świata (29 państw)
Zasoby: 243 wpisy243 256 komentarzy256 2962 zdjęcia2962 4 pliki multimedialne4