Geoblog.pl    bzmot    Podróże    Łosie okrakiem przez Amerykę - V2.0 - The Moose Do America Again - Click Here!!!    Po górach, dolinach...
Zwiń mapę
2008
30
kwi

Po górach, dolinach...

 
Argentyna
Argentyna, Bariloche
POPRZEDNIPOWRÓT DO LISTYNASTĘPNY
Przejechano 68595 km
 
Na Chiloé zabawiliśmy niedługo, bo lało i lało. Wyskoczyliśmy tylko do drewnianego kościółka w Tenaún, najbardziej kolorowego z 16 takowych wpisanych na listę UNESCO. Myk z autobusu, chlup, chlup po kałużach na fotosesję i myk z powrotem. Życzymy kolejnym odwiedzającym lepszej pogody.
Za naszym promem na stały ląd pół drogi płynęła rodzina fok. Pewnie na wakacjach były i pokazywały pociechom jak wyglądają te dziwne ssaki w ubraniach. W Puerto Montt odebraliśmy paczkę z domu, wysłaną w lutym :-) Poczta chilijska, co prawda, paczek nie gubi, ale zdarza się jej o ich nadejściu adresatów nie informować. Pani na poczcie nie mogła zrozumieć, czemu nasz kolega nie dopytywał się, gdzie jest paczka wysłana na jego adres. Czyli paczek-niespodzianek lepiej do Chile nie wysyłać. Nasza już została oficjalnie odesłana do Polski, ale po złożeniu reklamacji udało się ją wydobyć z jakiegoś magazynu. Uff. Z Puerto Montt, czym prędzej ruszyliśmy do Bariloche. A tu pełnia lata. Postanowiliśmy odpocząć od pakowania manatków, ganiania uciekających autobusów itp. uciążliwości podróży :-) Czyli urządziliśmy sobie wakacje podróżnika – 10 dni w jednym miejscu, przyssani do Internetu, w komfortowych warunkach do pracy. Nasycenie Polakami było całkiem wysokie, bo spotkaliśmy się z Ewą i Michałem z Torres, a potem na ulicy wpadliśmy na Bartka z promu trynidadzkiego. Zwiedzanie ograniczyliśmy do rundek po lokalnych knajpach, w tym na malinowe i truskawkowe margarity za 4 zł w happy hour w Dias de Zapata. Wprawdzie ceny argentyńskie rosną, ale z wyjątkiem złodziejskich Calafate i Ushuai bardziej rośnie złoty do peso, więc wychodzimy na swoje. Po długim i gnuśnym (choć nie do końca bezproduktywnym) pobycie w Bariloche postanowiliśmy się wybrać choć na chwilę w góry, by spalić nabyte kalorie. Wyboru wielkiego nie było, bo część szlaków zamknięta na zimę. Oprócz Freya i Jakoba, który zrobiliśmy już w zeszłym roku, pozostawał nam kurs Schronisko López - Laguna Negra – Colonia Suiza. Ponieważ do schroniska na Lopezie już kiedyś doszliśmy, nie przewidywaliśmy większych problemów. Pierwszy dzień minął relaksacyjnie. W 2h byliśmy pod schroniskiem (ok. 850 m różnicy wysokości od szosy). Startowała z nami młoda Argentynka o polskim nazwisku Woliński, jednak szybko zostawiła nas z tyłu, mimo ciężkiego plecaka. Starość nie radość... Na miejscu poradziła nam nocować godzinę drogi wyżej, nad stawikiem, skąd następnego dnia byłoby bliżej do Laguna Negra. Tak też zrobiliśmy, chociaż z początku ją klęliśmy. Bo gdy po 50 minutach po oblodzonych skałkach stanęliśmy nad zamarzniętym jeziorkiem, widoki na nocleg były marne. Namiot składał się do poziomu, taki okrutny był wicher. Na szczęście Aśka wypatrzyła ciut wyżej dogodne miejsce wygrzane przez poprzedników i osłonięte murkiem z kamieni. Widok na jeziora był cudny, a namiot Argentynki 200 m niżej wydawał się tyci jak kępka mchu. Noc minęła spokojnie, śpiwory sprawdziły się a kolacyjny ryż instant z grzybkami smakował jak nigdy.
Następnego dnia wyszliśmy dopiero o 11.30, nie chcąc wyściubiać nosa ze śpiworów. Było więcej śniegu i szło nam opornie, za chwilę więc dogonił i przegonił nas Nowozelandczyk Josh. Kiedy po godzinie złapaliśmy go na szczycie, pokazał nam mniej więcej, gdzie należy iść i całe szczęście, bo nie mieliśmy mapy, a szlak wkrótce się urwał. Twierdził, że przeszedł tę trasę w 3h, ale w porywach może nam zająć do sześciu. Pomyśleliśmy, że chodzimy szybko, więc się uwiniemy. Co prawda należało zejść ogromną stromą moreną do samej doliny, przekroczyć ją, wspiąć się na kolejne wielkie zbocze i znów z niego zejść po drugiej stronie, ale... co to dla nas. Trochę spokojnie pogawędziliśmy i o jakiejś 13.00 ruszyliśmy w dół. Jednak zbytnio zamarudziliśmy i był to błąd. Zejście 450 m zdradliwym zboczem pełnym śniegu, lodu, luźnych, śliskich kamieni i szpar między nimi tylko czekających, aby skręcić komuś kostkę było wredną, niewdzięczną mordęgą. Kostki się nie poddały, ale teleskopowy kijek niestety zgiął się nieodwracalnie przy jednym z moich upadków. Bez strzałek nie bardzo wiedzieliśmy którędy przejść zalesioną dolinę. Na szczęście cel – okazałą ośnieżoną przełęcz – mieliśmy wciąż przed sobą, więc należało się tylko do niego jakoś dostać. Brnąc w błocie i w poprzek strumieni, przedzieraliśmy się na przełaj przez gąszcz gałęzi. Jak już się wydostaliśmy z lasu, udało nam się nawet szlak odnaleźć. Motywację mieliśmy najlepszą z możliwych – brak jedzenia na ewentualne dodatkowe dni spędzone w drodze. Gdy stanęliśmy w końcu zmordowani na przełęczy, była tylko godzina do zachodu słońca. Z przełęczy należało jeszcze przejść na drugą, leżącą w tej samej linii, trawersując strome zbocze, również pełne wrednych, oblodzonych kamieni i śniegu. Przejście tych 600 m zajęło nam ponad godzinę. Kiedy wreszcie stanęliśmy na drugiej przełęczy, naszym oczom ukazał się wspaniały widok daleko w dole – schronisko nad Czarnym Jeziorem, niestety na jego przeciwległym brzegu... Zejście nie było takie złe, raczej po miękkim śniegu niż gruzie, chociaż trochę śnieżku powpadało do butów i zaczęło robić się zimno. Słońce rozświetlało okoliczne szczyty na czerwono, gdy pospiesznie sunęliśmy podmokłą łąką w stronę jeziora. Chcieliśmy je szybko obejść, aby spocząć w wymarzonym łóżku (schronisko formalnie zamknięte i puste, ale można z niego korzystać, bo drzwi nie zamykają). Niestety na brzegu jeziora stanęliśmy jak wryci – oba jego brzegi pięły się stromo w górę otaczających je skalnych ścian. Wydawało się, że ścieżki nie ma. Szlak w międzyczasie zgubiliśmy znów, więc nie byliśmy pewni, czy w ogóle jesteśmy na dobrej drodze. Czy to nie był błąd, że zeszliśmy w dół do jeziora zamiast obejść je górą? Nawet jeśli zrobiliśmy dobrze, w ciemności nie było już szans na jakikolwiek trawers do schroniska. Droga ze szczytu Lópeza zajęła nam 6h, a w sumie szliśmy tego dnia o godzinę dłużej. A do schroniska jeszcze taki kawał. Lekko zażenowani i padający z nóg rozbiliśmy się na jedynym skrawku ziemi, który pod stopami nie chlupotał (cała łąka była jednym wielkim rozlewiskiem potoku). Chlupotać nie chlupotał, ale mokre błoto było, więc trochę nam namiot zawilgotniał... Brrr...
Rano zwinęliśmy się w marnych nastrojach. Nie zapowiadało się ciekawie, zbocze było bardzo strome i wyglądało groźnie, zwłaszcza czapy śniegu i lodu. W końcu zeszliśmy na sam brzeg i tam odkryliśmy coś na kształt ścieżki. I faktycznie były czerwone strzałki. Podążając za nimi powoli sforsowaliśmy ścianę, która z bliska okazała się nie aż taka lita. Co prawda miejscami trzeba było obficie przyklejać się do zbocza i czepiać się go rękami (gdzieniegdzie zainstalowano nawet liny do asekuracji), a ostre kamulce podziurawiły mi jednego buta, ale już po 1,5 h staliśmy pewnie na drugim brzegu. Asia trochę desperowała i psuła morale grupy, więc musiałem nadrabiać miną za nas dwoje. Nie było jednak aż tak strasznie, a nawet można rzec, że była to jedna z ciekawszych ścieżek w tym roku. I darmowy a pełen adrenaliny kurs skałkowania. Oblukajcie fotki.
W schronisku zjedliśmy makaronowy lunch, pogawędziliśmy ze zwariowanym Australijczykiem, Danielem, który podróżuje od 8 lat, chociaż do Polski jeszcze nie dojechał. Droga w dół to już był pryszcz, wydeptana i bez trzymanki. W Colonia Suiza już zmierzchało a nasze apetyty na lokalne ciasta trzeba było między bajki włożyć bo poza sezonem wszystko zamknięte na głucho. Autobus do Bariloche jechał dopiero za godzinę, ale zabrał nas autem miły lokalny. Pozostawało tylko iść do knajpy i upić się z radości. Kolejny etap: wulkan Villarrica w chilijskim Pucón!

 
POPRZEDNI
POWRÓT DO LISTY
NASTĘPNY
 
Zdjęcia (14)
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
Komentarze (0)
DODAJ KOMENTARZ
 
bzmot
Łukasz Olczyk Joanna Łuczak
zwiedził 14.5% świata (29 państw)
Zasoby: 243 wpisy243 256 komentarzy256 2962 zdjęcia2962 4 pliki multimedialne4