Geoblog.pl    bzmot    Podróże    Łosie okrakiem przez Amerykę - V2.0 - The Moose Do America Again - Click Here!!!    Valpo i inne dziwy / Valpo and other strange stuff
Zwiń mapę
2007
18
kwi

Valpo i inne dziwy / Valpo and other strange stuff

 
Chile
Chile, Valparaíso
POPRZEDNIPOWRÓT DO LISTYNASTĘPNY
Przejechano 30196 km
 
Tak samo straszyli, ze niebezpieczne jest Valparaíso, "jak każde miasto portowe" (jasne, w Gdańsku też się boję po ulicy chodzić:-)). Nie wiem, czemu takich głupot słuchałam. Po Salvadorze, Rio i Caracas całe Chile to oaza spokoju. A miasto bardzo przyjemne i jedyne w swoim rodzaju.
Nie znaleźliśmy gospodarza w Valparaíso (w skrócie: Valpo), a hostele w międzynarodowym serwisie hostelworld albo nie miały wolnych miejsc, albo liczyły sobie ok. 100 zl za pokój. W ogóle nie mając przed oczami mapy miasta trudno wybrać hostel. Miasto leży na 45 wzgórzach, o płaskim centrum wiadomo, ze jest hałaśliwe (nonstop ruch) i oczywiście "niebezpieczne" wg wspomnianych chilijskich standardów, ale bez mapy nie wiadomo, z którego wzgórza blisko do atrakcji. Przypadkiem znalazłam jednak stronę taniego hosteliku, okazało się, że w bardzo dogodnym punkcie. Poza nami była jeszcze tylko jedna turystka, hostelik dopiero ruszył, wiec młodzi właściciele bardzo starają się dogodzić gościom. Ciągle nas winem częstowali, a drugiego dnia zaprosili nas na rodzinnego grilla, gdzie ciocia nauczyła nas mówić kodem jerigoncio, czyli wrzucając odpowiednio "po", "pi" albo "pa" po każdej sylabie. Wypymapagapa wprapawypy. A ciocia strzela tym jak z karabinu. Wiecej fachowych informacji pod adresem jerigoncio Wesoło było, ale tez rozgorzała gorąca dyskusja polityczna. Bardzo ciekawe, ze Chile-tygrys regionu, obiekt zazdrości sąsiadów, a ludzie, których spotykamy, młoda klasa średnia w końcu, wypowiadają się o swoim kraju z taka goryczą. Że rząd tańczy jak im "bucz" zagra (tak się tu Busha wymawia), ze straszne nierówności społeczne, ze oświata publiczna do niczego, ze głodowo niskie zarobki. No ale tak dużo ludzi jeszcze nie spotkaliśmy, to chyba typowe lewackie narzekanie alternatywnego miasta uniwersyteckiego. Tak czy siak, w Valparaíso uderzajcie do hostelu Casa Volantín Backpackers, oto ich strona.- Panorama miasta przypomina La Paz, zbocza porośnięte budynkami, ale należy pamiętać, ze standard życia, w przeciwieństwie do miast boliwijskich czy kolumbijskich, nie spada wraz z wysokością. Czasem wręcz przeciwnie. Charakterystyczne dla miasta są domy z początku XX w, kryte kolorowa blacha falista. Równie charakterystyczne są windy, którymi można wjechać na wzgórza. Jest ich 15, wyglądają jak kolejka na Gubałówkę i kosztują grosze, bo dla mieszkańców to podstawowy transport. Niestety kilka nie działa, co uprzykrza im bardzo życie. Najstarsza windę sprywatyzowano i cenę podniesiono 5-krotnie, w związku z czym lokalnych na nią nie stać i musza jeździć naokoło innymi. Dlatego całe miasto ja bojkotuje i do tego samego namawia przyjezdnych. Dziwne, zwykle w Ameryce ceny różnych przejazdów czy wstępu dla lokalnych są niższe, nie wiem, czemu tutaj tak nie jest. W Valpo zwiedzić tez można kolejny dom Nerudy, jeszcze bardziej wymyślny i pełen cacek przygarniętych na aukcjach. Poeta o takich burżujskich zamiłowaniach był oczywiście pierwszym komunistą Chile i za swoje zaslugi dla propagowania jedynie słusznej idei niejeden order dostał leninowsko-stalinowski. Nie miał pojęcia, ze w Sowietach ze swoim podejrzanym inteligenckim rodowodem oczywiście byłby pierwszy do odstrzału.
Warto wybrać się w minirejs po porcie, z morza najlepiej widać całe miasto, a sama wycieczka tez bywa zabawna. Nasz przewodnik miał jakieś 11-12 lat i bardzo mądrą minę, jak recytował swoje fakty i dowcipy podsłuchane od starszych kolegów.
Obok Valparaíso leży kurort Viña del Mar. Takie tam nadmorskie miasteczko ekskluzywne, do zwiedzania za dużo nie ma, tylko muzeum Fonck z ciekawa wystawa poświeconą Rapa Nui. Tym razem było na swoim miejscu ;-)
Czas ruszać na południe, bo jesień w pełni i zimno się robi w chilijskiej Patagonii. Pewna zapoznana przez nas Chilijka z branży turystycznej z uporem twierdziła, ze argentyńska Patagonia to nic w porównaniu z chilijską, chociaż w Argentynie zna tylko Calafate (i to bez samych lodowców). Zobaczymy, ile w tym twierdzeniu sąsiedzkiego zacietrzewienia, a ile prawdy.

We were likewise warned against Valparaíso, "like any port city " (sure, in Gdańsk we are sooo scared of walking without a gun :-)). Why would I even listen to such bs. After Salvador, Rio and Caracas the whole of Chile is like oasis of calmness. And the city itself is very pleasant and one of a kind
We did not find a host in Valparaíso (Valpo for short), and hostelworld affiliated hostels had no vacancies below 25 Euro per room. Also, it’s difficult to pick a hostel if you don’t have a detailed map of the city. It is located on 45 hilss, with a low-lying downtown that is notorious for noise (traffic day and night) and „danger" by the said Chilean standards, but without the map you don’t know which hill is a handy base for exploring the sights. I accidentally found a website of a cheap hostel, in a very good location as it turned out later. There was just one other tourist beside us. The hostel is brand new so the young owners do their best to please the guests. They kept treating us to wine and on the second day they invited us to a family barbecue where an aunt taught us to speak the jirigonsio code, that is adding "po", "pi" or "pa" accordingly after each syllable. The aunt handles it at a machine-gun pace. It was fun, but at one point a hot political debate broke out, with us as bystanders. It’s interesting that Chile, the South American tiger so much envied by the neighbors for it’s success, and people we meet, young middle class after all, speaks so badly of its country. That the government does whatever the "bootch" tells them to do (that’s how Bush is pronounced here), that there’s so much social inequality, that public schools suck, that people can’t make both ends meet with the meager salaries. Well, but maybe it’s because we’re in a leftist city that prides itself on opposing the government. Anyway, when in Valparaíso go to Casa Volantín Backpackers hostel, here’s there address. The city panorama is a bit like that of La Paz, with houses perched on slopes, but remember that, unlike in Bolivia or Columbia, the living conditions don’t deteriorate the higher you get. Sometimes it’s the other way round. The city’s typical feature is early 20 century houses covered with colorful corrugated sheet. Also typical are elevators that lift you to the hills. There are 15 of them, they look like a funicular and cost pennies as they are basic transport for the locals. Unfortunately, some are not in operation, which gives them a hard time. The oldest elevator was privatized and the price was raised 5-fold, which makes it too expensive for the locals and they need to make a detour using others. That’s why the old one is boycotted by the whole city and advises visitors to do so as well. That’s strange, usually in South America fares or entrance fees are lower for the locals. I don’t know why it isn’t so here. In Valpo you can visit another of Neruda’s houses, even more flamboyant one and full of knick-knacks bought on auctions. The poet with such bourgois taste was Chile’s most devoted communist and for his merits in promoting the only right idea he was awarded more than one Leninist medal. Little did he know that in the Soviet land his suspicious educated middle class background would have got him killed in the first place.
It’s worth taking a boat ride around the port, as it’s from the sea that you can best see the city’s panorama and the ride itself can be fun. Our guide aged 11-12 had a very serious face when reciting the facts and jokes overheard from the older colleagues.
Next to Valparaíso lies the beach town of Viña del Mar. A neat sea resort for the rich with little sightseeing to do but the Fonck museum with an excellent exhibition about Rapa Nui. This time it was where it was expected to be ;-)
It’s time to head south as the autumn is in full swing and it is getting cold in the Chilean Patagonia. A Chilean woman from the tourism business insists that the Argentinian Patagonia is nothing compared to the one they have in Chile, even though the only thing she knows there is Calafate (and not even glaciers, just the town itself). We’ll see how true this is or if it’s just neighborly enmity talking.
 
POPRZEDNI
POWRÓT DO LISTY
NASTĘPNY
 
Zdjęcia (17)
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
Komentarze (2)
DODAJ KOMENTARZ
Mark
Mark  - 2007-04-19 03:54
tak prawde mowiac to podziwiam was i zastanawiam sie caly czas nad pora roku w jaka sie wybraliscie tam a juz Patagonia to w ogole, chociaz global warming i tam dochodzi o czym sie przekonalem ale mimo wszystko cieplego pobytu zycze
 
bzmot
bzmot - 2007-04-28 23:21
Wiesz, to dlatego, ze troche sie zasiedzielismy w roznych miejscach, ale jak sie zrobi naprawde zimno, to zwiejemy i wrocimy na wiosne. Pozdrawiamy wiernego czytelnika!
 
 
bzmot
Łukasz Olczyk Joanna Łuczak
zwiedził 14.5% świata (29 państw)
Zasoby: 243 wpisy243 256 komentarzy256 2962 zdjęcia2962 4 pliki multimedialne4