Tak jak się odgrażaliśmy, ruszamy do Patagonii. A konkretnie prosto do Ushuai, z nadzieją wyhaczenia oferty last minute na rejs na Antarktydę. Pełnej kwoty płacić nie myślimy, bo to straszne pieniądze, ale łoś buszując po różnych forach i poradnikach netowych wywiedział się, że w niskim sezonie, czyli jesienią można już na miejscu w Ushuai trafić na jakieś wolne miejsca. Podobno ceny spadają nawet o 50% i na tyle się przygotowywaliśmy. Niestety ceny co sezon rosną, a upust spada, bo coraz więcej ludzi o te oferty last minute pyta, więc okazało się, że można liczyć na 30% rabatu najwyżej. Niech będzie. Udało nam się już w Buenos rezerwację zrobić na statek Antarctic Dream ale w dzień wylotu do Ushuai agencja dała nam cynk, że z braku chętnych rejs odwołali i w ogóle już zamknęli sezon. Bilet lotniczy udało nam się oddać (uff, ponad 800 zł od osoby), bo nasza agencja go załatwiała i widocznie ma jakieś układy z LANem, i ruszyliśmy do Ushuai drogą lądową. Bezpośrednio nic nie ma, a biletów w kombinacji nie sprzedają, bo nikt nie daje gwarancji, że pierwszy się nie spóźni. Najwygodniej jest wsiąść w wieczornego Andesmara ? wtedy jedzie się dwie noce i jeden dzień (a nie dwa dni i jedną noc, jak w autobusie ruszającym rano) i zajeżdża do Rio Gallegos ok. siódmej z minutami - jak się nie spóźni, to w sam raz żeby złapać Taqsa albo Marga do Ushuai. Ale tam może nie być już biletów. Łoś wyleciał pierwszy z autobusu i dorwał ostatnie dwa. Na miejscu okazało się też, że w firmie Marga można zrobić rezerwację telefoniczną (02966) 423130/451015. Jak się Andesmar spóźni, to się nic nie traci, a jak będzie na czas, to bilet już będzie czekał na wykupienie. Jak z Ushuai chce się wracać albo jechać gdziekolwiek indziej autobusem, i tak wszystko jedzie z Rio Gallegos, więc warto kupić bilet w dwie strony z otwartą datą powrotu, wychodzi dużo taniej.
Do Ushuai zajechaliśmy koło godz. 21. Dworca nie ma, więc wyrzucają cię na stacji benzynowej. Obdzwaniamy hostele, jeden droższy od drugiego, mimo że już raczej po sezonie, zimno i deszczowo. Za najtańszą dwójkę bez łazienki chcą 80 zł, ale z każdym kolejnym telefonem ceny rosną. Skręcamy się ze śmiechu na widok pary raczej młodych Anglików, która zamiast złapać jedną z wielu przejeżdżających taksówek, dzwonią po radio taxi i czekają na nią na zimnie ponad 10 minut, a potem jeszcze oferują się, że nam też wezwą. No tak, trzeba zachować wszelkie środki ostrożności :-). My miasteczko już znamy, więc wiemy, że do hostelu, jakikolwiek wybierzemy, i tak będzie rzut beretem, można się te kilka przecznic przejść. Kamping jest bardzo daleko od miasta, nie chciało nam się dylać. Wybieramy najtańszą salę zbiorową po 25 od osoby (a fe!), ale na szczęście zawraca nas stamtąd skrzat (El Duende) czyli Esteban, właściciel hostelu, w którym spaliśmy rok temu i oferuje nam swoją ?filię? tzn. nowiutkie mieszkanie tylko dla nas za 80zł. Cieplutko, można gotować, prądu pod dostatkiem, spoko. Nazajutrz dowiadujemy się, że wszystkie rejsy do końca sezonu mają już komplet, rezerwacje wykupione, więc nic się w ostatniej chwili nie zwolni. Nasz statek ma gorszych speców od reklamy widocznie. Przy okazji okazuje się, że last minute obowiązuje przez cały sezon, a nie tylko pod koniec, więc może znowu będziemy próbować od października :-)
Udaje nam się dorwać niedrogi lot LANem do Calafate na następny dzień, co oszczędza nam kolejnych kilkunastu godzin w dwóch autobusach. Na loty do Patagonii polecamy LADE, małą linię, która absolutnie się nie reklamuje. Ceny super niskie i nie mają dopłat dla obcokrajowców, ale latają tylko 2 razy w tygodniu, więc trzeba się do ich terminów dostosować i bukować z pewnym wyprzedzeniem. My akurat nie mogliśmy czekać, ale były jeszcze bilety na lot za trzy dni.
Poniewaz bylismy w Ushuai rok temu, a pogoda byla duzo lepsza, nowych zdjec nie cykalismy. Jak chcecie popatrzec, to zapraszam do odwiedzenia zeszlorocznego bloga (www.sueno-americano.blogspot.com), patrz pierwszy wpis kwietniowy.
As we already announced, we head for Patagonia. To be more precise, directly to Ushuaia, hoping to get hold of a last minute offer for an Antarctic cruise. We don’t mean to pay the full price as it’s big bucks, but the moose, browsing various message boards found out that in the low season, that is in autumn, you can find some vacancies, if wait patiently enough in Ushuaia. Supposedly, the prices drop by up to 50% and this is what we were ready to pay. Unfortunately, prices rise each season, with the discount shrinking, as more and more people ask about the last minute offers so it turned out we can expect no more than 30% discount. Let it be. We managed, still in Buenos, make a reservation for the Antarctic Dream but on the day we were meant to fly to Ushuaia, our agency let us know that the cruise was cancelled due to the shortage of passengers and they closed the season altogether. We got to cancel the flight as well (phew, over 200 euro each), as our agency handled it and seemingly they have some special arrangements with LAN, and we went to Ushuaia by land. There is no direct transport, and there are no combined tickets sold as nobody can guarantee that the first bus will not be late. The most convenient way is to get on the Andesmar in the evening – then you spent two nights and one day on the bus (rather than two days and one night as would be the case of a bus leaving in the morning) and you arrive in Rio Gallegos at about seven – if it’s not late, it’s just in time to catch Taqsa or Marga to Ushuaia. But they may be already out of tickets. Moose rushed out first from the bus and got the last two tickets. Also, it turned out that Marga tickets can be booked by phone. If the Andesmar comes late, you lose nothing, and if it comes on time, the tocket will be already waiting for you to buy it. If you plan to come back from Ushuaia or go anywhere further by bus, and whenever you go, you need to pass through Rio Gallegos, it’s worth buying a return ticket with an open return date, it comes out much cheaper.
We arrived in Ushuaia around 9 pm. There is no bus station so they drop you at a gas station. We call hostels, all of them pretty pricey even though it’s already a low season, with lotsa rain and chilly wind. They charge 20 euro for the cheapest double room without bathroom but each call we make, the price gets higher. We’re laughing our heads of to see a rather British young couple that rather than catch one of the countless cabs passing by, call a radio taxi and wait for it over 10 minutes in the cold and then offer to call us one as well. Right, one needs to take the necessary precautions:-). We know the town already and remember that whichever hostel we choose, it’ll be pretty close by so we might as well walk a couple of blocks. A campsite is outside town so we didn’t feel like going there. We pick the cheapest dormitory for 6 euro per person, but luckily we bump into the leprechaun first (El Duende) that is Esteban, the owner of a hostel we slept in last year and offers us his „branch” that is a brand new apartment just for us for 20 euro. It’s warm and cosy, with a fully equipped kitchen and lotsa electricity to charge what you please, good. On the next day we learn that all cruises until the end of the season are already full, all paid for so no chance for last minute vacancies. Our ship has bad PR specialists, it seems. We might come back and try again in October...:-)
We catch a not too expensive flight to Calafate with LAN for the next day, which spares us another 12hr-something ride on two consecutive buses. As for flights to Patagonia, we recommend LADE, a small airline that absolutely doesn’t care for publicity. The prices are really low and there are no extra charges for foreigners but they fly only twice a week, so you need to adjust to their schedules and book in advance. We couldn’t wait but there were tickets available for three days later.